O tym, jak łatwo jest \"zrobić z gęby cholewę\" - zwłaszcza w polityce - przekonał się niedawno przewodniczący klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej, Zbigniew Chlebowski. Ale bynajmniej nie wygląda na specjalnie przejętego niezręczną sytuacją, w jakiej się - na życzenie swych partyjnych przełożonych i siebie samego - znalazł.
Niemal w tym samym czasie Palikot nie tylko powtórzył w TVN 24, że według niego prezydent zachowuje się jak cham, a w dodatku należałoby go przebadać pod kątem możliwości dalszego sprawowania urzędu, ale wyraźnie odrzucił sugestię przeproszenia go. Stwierdził natomiast, że przeprosić może on co najwyżej Polaków za to, że mają taką głowę państwa.
Następnego dnia Chlebowski musiał więc wytłumaczyć się z nieposłuszeństwa swojego klubowego podwładnego. Kto wie, jak wyglądałoby to wyjaśnianie niesubordynacji Palikota, gdyby nie prezent od losu w postaci awantury na posiedzeniu sejmowej Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich, w rezultacie której PO postanowiła utwardzić swój kurs wobec Prawa i Sprawiedliwości (a w tle jest jeszcze niemiła dla Platformy afera sopocka).
Ze źródła kłopotów lubelski parlamentarzysta momentalnie przemienił się w skuteczny, aczkolwiek niebanalny oręż politycznej walki. W kąt poszły zasady dobrego wychowania, kanony osobistej i politycznej kultury, szacunek dla głowy państwa. Jeszcze dzień wcześniej poseł Jarosław Gowin przepraszał Polaków w TVN 24 za Palikota, a inni czołowi politycy PO wyraźnie dawali do zrozumienia, że miarka jego niekonwencjonalnych wyczynów właśnie się przebrała i partia odcina się od niego, by z godziny na godzinę, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, diametralnie zmienić zdanie i zacząć bronić niesfornego kolegi. W tym właśnie duchu wypowiedział się do mediów "numer 2" w Platformie i w rządzie - wicepremier Grzegorz Schetyna.
Po raz kolejny przekonaliśmy się, że polityka nie ma nic wspólnego nie tylko z moralnością, ale także z elementarną przyzwoitością, nakazującą unikać pewnych zachowań i słów nawet w życiu prywatnym, a co dopiero w publicznym. Jeśli jest odpowiednia koniunktura, ewidentne chamstwo można nazwać chamstwem i karać za nie, ale kiedy sytuacja polityczna ulega zmianie, broni się go jako niestandardowego sposobu prowadzenia dyskursu, przynoszącego wymierne korzyści danemu ugrupowaniu.
Jeśli ktoś żachnie się, że jest to dość obrzydliwe postępowanie, należy mu krótko i dobitnie wyjaśnić, że każdy dobrowolnie wstępujący do dowolnej partii człowiek z góry wyraża zgodę na firmowanie swoim nazwiskiem dowolnego świństwa, jakie wymyślą jego zwierzchnicy. Nikt nie przymusza go do uczestnictwa w życiu publicznym, ale kiedy z własnej woli wkracza na polityczne salony, automatycznie wyzbywa się własnego zdania, światopoglądu, wyznawanych wartości i zasad moralnych. Dobrze może świadczyć o nim jedynie to, że kiedy przyjdzie mu uczestniczyć w czymś wyjątkowo podłym, zdobędzie się przynajmniej na publiczne okazanie niezadowolenia, chociaż powinien mieć pełną świadomość możliwych konsekwencji bardzo źle widzianej w świecie polityki szczerości.
A co do Palikota, to wypada jedynie żywić nadzieję, że Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która już wszczęła postępowanie wyjaśniające w sprawie jego uwłaczającej prezydentowi RP telewizyjnej wypowiedzi, potraktuje go z całą surowością i bezwzględnością prawa, doprowadzając przed oblicze sądu po uprzednim uchyleniu mu parlamentarnego immunitetu. Ciekawe, jak zagłosują w tej sprawie kluby rządzącej koalicji i jak zachowa się sam poseł Janusz Palikot.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE