Nie pomogły populistyczne artykuły w tabloidach, ani gromkie zapowiedzi liderów Sojuszu Lewicy Demokratycznej, że za ich przyczyną Sejm RP zajmie się wreszcie tym, co żywotnie interesuje każdego Polaka, czyli coraz większą drożyzną. Debata na temat galopujących podwyżek cen nie przyciągnęła uwagi zbyt wielu parlamentarzystów i nie wywołała spodziewanych emocji, ponieważ \"przykryła\" ją wcześniejsza awantura na posiedzeniu Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich.
To się nazywa: mieć pecha. Idealny dla opozycji temat został zmarnowany z powodu kontekstu, w jakim go rozważano. Na nic zdały się wysiłki Grzegorza Napieralskiego, demonstrującego na sejmowym korytarzu dwa identyczne koszyki z produktami żywnościowymi i gospodarczymi, różniące się tylko ceną. Ten bardzo sprytny i przemawiający do wyobraźni widzów dowód na potwierdzenie tezy o coraz większej drożyźnie zniknął natychmiast w cieniu dyskusji o tym, kto był bardziej odpowiedzialny za żenujące wydarzenia poprzedniego dnia.
Szkoda, bo wielu rodaków w ogóle nie interesuje się polityką, poziom cen obchodzi natomiast wszystkich. I chociaż Polacy dobrze wiedzą, że za podwyżki nie odpowiada już - jak za czasów komunizmu - państwo, to pewien stopień odpowiedzialności wiążą jednak z poczynaniami rządu i parlamentu.
No cóż, przywódcy SLD nie mogli przewidzieć, co stanie się w trakcie o dzień wcześniejszego posiedzenia jednej z sejmowych komisji i ich plan wykreowania się na głównych obrońców spauperyzowanego w swej masie społeczeństwa spełzł na niczym. Z jednej strony to dobrze i można powiedzieć, że sprawiedliwości stało się zadość, bo ta akurat formacja nie za bardzo ma moralne prawo stroić się w szaty obrońców ludu, z drugiej żal, iż ważne, obchodzące ogół Polaków sprawy, nie mogą przebić się przez jazgot, mający wyłącznie polityczne podłoże.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE