KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 21 listopada, 2024   I   09:27:00 AM EST   I   Janusza, Marii, Reginy
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Anderman kpi, Stala kpi

08 sierpnia, 2008

Marcin Wolski, 1947, renomowany i płodny satyryk, w roku swych sześćdziesiątych urodzin napisał powieść kryminalną. „Noblista”, którego dzięki wartkiej akcji i warsztatowej sprawności autora świetnie się czyta, nie poprzestaje na narracji czysto realistycznej. Przeciwnie, z elementów prawdziwych, mających rozpoznawalne (i dobrze udokumentowane!) odpowiedniki w rzeczywistości PRL i III RP, wyłania się świat opalizujący mrocznymi i groteskowymi klimatami, w którym trup ściele się gęsto, a natężenie absurdu skłania do niewesołych refleksji.

Mr Wólczanka
Ulice współczesnej Warszawy, Seszele i zaułki starej Hawany. Peerelowscy literaci, miliarderzy ze spluwą w kieszeni i podwarszawscy gangsterzy. Życie uczuciowe, rubaszny seks i zwykły promiskuityzm. Esbecy, historycy z IPN, komando białoruskiego OMON-u oraz komisarz Frąckowiak. Trzeba powiedzieć wprost: nowa książka Wolskiego (Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2008) to forsythowski „Dzień szakala” połączony z przygodami Jamesa Bonda. Oczywiście, nie mówimy tu o Bondzie z wczesnych powieści Iana Fleminga, lecz raczej o postaci agenta 007 wykreowanej już przez twórców scenariuszy do filmów z Piercem Brosnanem. Inaczej mówiąc, Bond jako Mr Wólczanka. Trudno tego nie dostrzec w lekturze. Ale recenzentowi z „Gazety Wyborczej” jakoś się udało.

Janusz Anderman w długim tekście „Wolski na Nobla” („Gazeta Wyborcza”, z 24 lipca 2008, s. 17) ironizuje, wyśmiewa się i kpi, dając do zrozumienia, że nowa książka starszego o dwa lata kolegi po piórze zupełnie mu się nie podoba. Ma do tego pełne prawo. Gdyby jeszcze podał jakieś przekonujące uzasadnienie...

Huzia na Wolskiego
Ale nie, czytelnik Andermana zamiast argumentów otrzymuje garść wyrwanych z kontekstu cytatów, które mają sugerować, że „Noblista” to napuszona i niezborna stylistycznie proza, krótko mówiąc – okolice grafomanii. Ani słowa o tym, że w krzywym zwierciadle ustawionym przez Wolskiego na współczesnym polskim gościńcu odbija się po prostu nasz dzisiejszy świat. Świat okrutny, niesprawiedliwy i wciąż sycony złem poprzez pępowinę łączącą nas z czasami tzw. realnego socjalizmu.

Marcin Wolski, nie rezygnując w „Nobliście” z konwencji pastiszu ani poetyki persyflażu, daje wszakże trefnej współczesności odpór całkowicie na serio, pokazując systemowe i osobowe źródła zła. Jego podszyta groteską proza dobrze ilustruje realne, wciąż funkcjonujące, a przy tym zaskakująco efektywne mechanizmy znieprawiania kolejnych pokoleń Polaków. Ale Anderman, kiedyś zwolennik nowofalowej tezy o potrzebie przedstawienia i odkłamania mrocznej rzeczywistości PRL, teraz woli dywagować na temat liczby stron zapisanych przez Wolskiego. „Rzecz jasna nie będziemy odbierać czytelnikom szalonych emocji, jakie towarzyszą lekturze, i zdradzać szczegółów akcji” – zapewnia recenzent i zaraz obszernie a złośliwie streszcza fabułę, nie zapominając zwłaszcza o ujawnieniu puenty.  

Dla pewności na tym nie poprzestaje, lecz dzięki zgrabnej interpretacji tytułu, nazwiska autora oraz wyglądu okładki przechodzi do szyderstw skierowanych ad personam. Schopenhauer, jako autor „Erystyki”, byłby dumny z Andermana. Jednak największym osiągnięciem szermierza „Gazety Wyborczej” wydaje się jeszcze coś innego. Dzięki przemyślnej konstrukcji intelektualnej, sztych zadany znanemu pisarzowi i satyrykowi, autorowi przeszło trzydziestu powieści – w tym głośnej, poprzedniej książki „Nieprawe łoże” – godzi jednocześnie w Rafała Ziemkiewicza, Bronisława Wildsteina, Ryszarda Legutkę, a nawet senatora Jarosława Gowina. Trudno się zresztą dziwić, jeden w drugiego to przecież nieprzejednani lustratorzy.

Zbudujmy getto dla prawicy
Zrekonstruowałbym zastosowaną tutaj metodę tak: wepchnąć prawicowych oszołomów do jednego wora, zamieszać ludziom w głowach, zakręcić mocno w lewo, a co później z tym worem zrobić, to się przecież (po eksperymentach przeprowadzonych na ministrze Romanie Giertychu) już dobrze wie. Zwłaszcza na Czerskiej. Jest też szansa na korzyść dodatkową: czytelnicy mogą pomyśleć, że obśmiany „bond” Wolskiego, drapieżna i celna eseistyka polityczna Ziemkiewicza, z tomu „Czas wrzeszczących staruszków”, oraz przenikliwa, demaskatorska i ważna artystycznie „Dolina Nicości” Wildsteina – to w gruncie rzeczy jedno i to samo. A wtedy zamiast tracić czas na lekturę kolejnych książek prawicowych oszołomów sięgną np. po dzieła Huellego, Stasiuka lub nawet Janusza Andermana.

Tym bardziej, że do lektury powieści Wildsteina oraz „Eseju o duszy polskiej” prof. Legutki zniechęca osobiście taki autorytet jak krytyk i historyk literatury Marian Stala, kiedyś wręcz uosobienie łagodności, dziś pełen sarkazmu komentator polityczny. Prof. Stala już półtora miesiąca temu ogłosił („Tygodnik Powszechny”, nr 24, z 15 czerwca 2008), że w jednej z krakowskich księgarń okazyjnie (bo o 3.40 zł taniej niż wydrukowana na okładce cena) kupił „głośną ostatnio powieść Bronisława Wildsteina”, a w innej – za głupie 22.50 PLN! – książkę Ryszarda Legutki, z reprodukowanym na okładce „Anachoretą” Axentowicza, „zamiast banalnego portretu autora. (...) Jeszcze kilka lat temu rzuciłbym się na te książki i natychmiast je przeczytał. Teraz wiem, że tak nie można” – wyznaje autorytet uniwersyteckiej polonistyki w Krakowie. I zapowiada lekturę we właściwym czasie, nie precyzując jednak terminu.

Oczywiście, takie „pakietowe załatwianie” autorów traktowanych jako polityczni konkurenci, takie zbywanie kpiną, lekceważeniem, ironią autorów nielubianych, czy wreszcie podejmowanie wątków zastępczych (okładka, cena, termin wejścia książki na rynek) bez słowa odniesienia do zawartości ich dzieł może być całkiem skuteczną metodą na zamknięcie nielewicowo myślących pisarzy czy publicystów w swoistym getcie. Ale czy uczonemu lub krytykowi wypada odstręczać innych od lektury, której samemu się nie podjęło?

To już Wolski miał więcej szczęścia niż Wildstein czy prof. Legutko, bo Anderman przynajmniej go przeczytał.

Waldemar Żyszkiewicz
"Tygodnik Solidarność" nr 2008/32, 8 sierpnia 2008