W trwającym obecnie sporze o to, czy zbiorowe mordy, popełniane na polskiej (a także żydowskiej) ludności dawnych kresów wschodnich II Rzeczypospolitej przez Ukraińską Powstańczą Armię można określić mianem ludobójstwa, zabrał głos prawnik, profesor Czesław Partacz z Politechniki Koszalińskiej.
Podobnie określają te wydarzenia prokuratorzy Instytutu Pamięci Narodowej:
"Termin prawny, kategoria prawna, która nas obowiązuje jako prokuratorów, to ludobójstwo. Tak to jest w aktach prawa międzynarodowego określone i takiego też sformułowania używamy. Przy czym należy zaznaczyć, że terminem tym posługujemy się ze względu na znamiona tego przestępstwa. Istnieje bowiem konwencja z 1948 r. o karaniu zbrodni ludobójstwa. Określa ona znamiona, które odpowiadają tej kategorii zbrodni" - powiedział w wywiadzie dla "ND" prokurator Piotr Zając z Lubelskiego Oddziału IPN, zajmującego się ukraińskim ludobójstwem na kresach.
"Eksterminacja, rzezie, likwidacja - są to publicystyczne określenia, natomiast prawne - to ludobójstwo. My, prawnicy, zbrodnię ludobójstwa traktujemy jako specyficzną kategorię zbrodni przeciwko ludzkości. Ponadto jest to coś cięższego, o większej wadze gatunkowej niż zbrodnia przeciwko ludzkości. Przy aktach prawa międzynarodowego pojawiają się terminy, które wskazują, na czym polegają zbrodnie przeciwko ludzkości, np. że jest to wytępienie, eksterminacja. Natomiast samą zbrodnię ludobójstwa można zdefiniować jako szczególną kategorię zbrodni przeciwko ludzkości. I nie ma tutaj zamienników w postaci eksterminacji lub innych określeń. Generalnie definicja zbrodni ludobójstwa oznacza wytępianie czy też pozbawianie życia ludzi z powodu ich przynależności narodowej, wyznaniowej bądź politycznej. Brane jest pod uwagę kierunkowe działanie sprawców, którzy dążą do wytępienia w całości lub części określonej grupy ludności z powodu jej odrębności, np. narodowej" - dodał Zając.
Jego opinię podziela dr Antoni Kura, prokurator z Warszawskiego Oddziału IPN, a prof. Partacz wysnuwa wniosek, że "polskie sądy powinny oskarżyć UPA o zbrodnie ludobójstwa, ażeby apologeci tych oddziałów nie mogli traktować UPA jako bohaterów i stawiać im bezsensownych pomników". Zwraca też uwagę, że "ta ideologia żyje na Ukrainie. Czarno-czerwone sztandary, defilady, pieśni upowskie, które się wydaje - o tym, żeby rezać Lachów - to wszystko się upowszechnia i to jest dla nas realne niebezpieczeństwo".
Zaujmująca się tą problematyką od lat dr Lucyna Kulińska, historyk i politolog z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie zwróciła natomiast na łamach "ND" uwagę że zbrodni na Polakach UPA dokonywała na różnych terenach.
"Ale jeśli chodzi o samo ludobójstwo, odbywało się ono mniej więcej w latach 1943-1945. Obejmowało, poza województwem wołyńskim, także obszar Małopolski Wschodniej, czyli województwa: lwowskie, tarnopolskie i stanisławowskie. Sumarycznie liczba ludzi, która tam zginęła w czasie tego ludobójstwa, obejmuje minimum 120 tys. osób, ale w praktyce tych dalszych ofiar było o wiele więcej. Ocaleni ulegali przemieszczeniom, byli wypędzani, prowadzeni w marszach śmierci, część Niemcy wywieźli na roboty. O tych wszystkich ludziach w większości zaginął jakikolwiek ślad. Więc my tych ofiar do końca nie policzymy. Możemy szacować, że razem z tymi osobami, które zginęły na miejscu, może to sięgnąć nawet dwustu tysięcy Polaków. A to już jest hekatomba".
Powyższe opinie wypada zadedykować najwyższym władzom RP, które - tłumacząc się doraźnymi interesami politycznymi - wciąż mają problem, by adekwatnie i zgodnie z prawem nazwać to, co często ukrywają pod neutralnym określeniem "tragedia wołyńska".
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE