Każda partia uroczyście i wielokrotnie przyrzeka w kampanii wyborczej, że jeśli tylko dojdzie do władzy, będzie obsadzać urzędnicze stanowiska wyłącznie kompetentnymi ludźmi, nie patrząc na ich polityczne preferencje. Jeszcze przez pierwsze kilka tygodni po zwycięstwie jej liderzy powtarzają te zapewnienia, bijąc się w piersi aż huczy po całej Polsce.
To zapomnienie o przedwyborczych obietnicach jest czymś tak oczywistym w naszym kraju, że nikt się specjalnie nie przejmuje ani nimi w kampanii, ani całkowitym odejściem od nich po objęciu władzy. Chyba że zdarzy się jakiś wypadek przy pracy, choćby taki, z jakim mamy obecnie do czynienia w Krakowie.
Kiedy ster rządu objął Donald Tusk, jedną z największych niespodzianek personalnych okazało się powierzenie funkcji wojewody małopolskiego Jerzemu Millerowi. Ten wzorowy urzędnik (jego sylwetkę opisałem w artykule pt. "Superwojewoda", zamieszczonym 9 grudnia 2007 r. w portalu poland.us) nie jest bowiem członkiem Platformy Obywatelskiej, ani Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Kojarzony z dawną Unią Wolności, nie należy on oczywiście do wrogów PO, ale na tę prestiżową (wiadomo, Kraków) posadę chrapkę miało wielu prominentnych polityków z obu koalicyjnych ugrupowań. Tusk postanowił jednak postawić na bezpartyjnego fachowca, mającego już w swym dorobku m.in. ważne funkcje wicewojewody krakowskiego, wiceministra finansów, prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia, wiceprezydenta Warszawy. Na każdym z tych stanowisk pracy imponował rzetelnością, solidnością, fachowością, urzędniczym etosem i nie dawał się wodzić za nos żadnym politykom.
Podobnie zachowuje się Miller i teraz. Nie ulega wpływom czołowych w regionie małopolskim polityków PO, nie uwzględnia ich personalnych sugestii, nie stara się postępować tak, żeby im się przypochlebić.
Nic więc dziwnego, że wystarczyło niewiele ponad pół roku pełnienia przezeń urzędu wojewody, a już są do niego liczne pretensje miejscowych tuzów Platformy. Nawet nie kryją oni oburzenia, że "ich" wojewoda ośmiela się działać w pełni samodzielnie, a zwłaszcza negować podpowiadane mu kandydatury na poważne stanowiska, będące w jego gestii.
Z jednej strony przyznają, że wojewoda powinien być apartyjnym przedstawicielem rządu w terenie, z drugiej niepomiernie denerwuje ich, że Miller kompletnie lekceważy ich dobre rady. Przyznając mu - chociaż przy wtórze słyszanego w całej Małopolsce zgrzytania zębów - prawo do dobierania sobie takich podwładnych, z jakimi chce pracować, domagają się jednocześnie, aby pamiętał, z czyjej poręki sprawuje swój urząd.
W sierpniu Jerzy Miller ma stanąć na partyjnym "dywaniku", chociaż nie jest członkiem PO. Znając go i wysoko ceniąc od lat jestem przekonany, że nie ugnie się przed zarzutami lokalnych kacyków Platformy. Bardzo interesuje mnie natomiast, jak zachowa się wobec niego i nich Donald Tusk. Jeśli ugnie się przed opinią swoich towarzyszy partyjnych, zada ostateczny kłam lansowanej przez siebie samego tezie o szacunku dla apartyjnych fachowców, jaki rzekomo panuje w Platformie Obywatelskiej.
Trzymam za Pana kciuki, Panie Wojewodo!
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE