Bywają pomysły tak na pierwszy rzut oka dziwaczne, że wywołują wyłącznie odruchy politowania oraz ironiczne komentarze. Po bliższym zapoznaniu się z nimi, uśmiech często ustępuje miejsca poważnemu zastanowieniu się nad możliwością wprowadzenia ich w życie i zarobienia na tym sporych pieniędzy.
Okazuje się, że na południowym stoku wzgórza (od strony ulicy Bernardyńskiej) aż do 1846 roku – czyli do końca istnienia Rzeczypospolitej Krakowskiej – z powodzeniem uprawiano winorośl i produkowano z niej całkiem przyzwoity trunek.
Teraz, kiedy wedle nowej koncepcji zagospodarowania terenu wokół Wawelu, wycięte mają zostać porastające ten stok drzewa, wśród polskich winiarzy zrodził się pomysł wykorzystania go do celów, jakim pierwotnie służył. Uważają, że przy zastosowaniu odpowiednich metod rekultywacji gleby i poniesieniu pewnych kosztów sprowadzenia stosownych dla naszego klimatu sadzonek krzewów winorośli, już za kilka lat można by zacząć sprzedawać pierwsze butelki szlachetnego napoju, które dojrzewałoby w naturalnej piwnicy, jaką jest Smocza Jama.
Nie należy się oczywiście spodziewać, że wino „Królewskie” (bo taką nazwę proponują pomysłodawcy) byłoby tak wyśmienite w smaku, jak włoskie chianti, hiszpańska rioja, czy węgierski tokaj, bo Wawel nie jest zbyt dobrze nasłoneczniony. Odpowiednio rozreklamowane, cieszyłoby się jednak z pewnością dużą popularnością wśród milionów turystów, odwiedzających Kraków. Zamiast kupować pamiątki-koszmarki, można byłoby przywieźć z podróży do dawnej stolicy Polski butelkę miejscowego wina.
Złośliwi powiadają wprawdzie, iż powinno się ono nazywać raczej „Smok Wawelski”, bo na pewno będzie w nim spora zawartość siarki, ale winiarze całkiem poważnie odpowiadają, że będą je wytwarzać zgodnie z najlepszymi tradycjami swojego zawodu.
Może dożyjemy więc czasów, w których na wydawanych przez prezydenta Krakowa oficjalnych przyjęciach toast wznoszony będzie całkiem przyzwoitym lokalnym winem „Królewskim”.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE