O tym, że Lech Wałęsa jest zakochanym w sobie - z wzajemnością - narcyzem i bufonem, któremu wydaje się, że nadal ma ogromne poparcie społeczne, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Co pewien czas słyszymy jego buńczuczne zapowiedzi, że stanie na czele masowego protestu, zjednoczy opozycję, obali obecny rząd, doprowadzi do politycznej anihilacji Jarosława Kaczyńskiego.
Najwyższa pora, żeby sam sprawdził, jakie ma naprawdę możliwości porwania za sobą tłumów. Właśnie nadarza się znakomita ku temu okazja. Na łamach „Rzeczpospolitej” obwieścił:
„- Bardzo nie podoba mi się, co robi związek Piotra Dudy. Zastanawiam się, czy nie zbierać podpisów pod odebraniem im nazwy, żeby dalej nie brudzili sztandaru Solidarności.”
Tych podpisów ma być milion, czyli dwa razy tyle, ile liczy obecnie używający - jego zdaniem bezprawnie - tej nazwy związek zawodowy, aby pozbawić go prawa „do posługiwania się sztandarem, który im się nie należy”.
Były przewodniczący „Solidarności” przestrzega w przywołanym wyżej wywiadzie:
„- Niech uważają, bo zbierzemy się i zabierzemy im nazwę.”
Znakomity pomysł. Wreszcie przekonamy się - nomen omen - czarno na białym, jak wiele jeszcze znaczy Lech Wałęsa w polskim życiu publicznym.
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE