Stare dziennikarskie powiedzenie głosi, że jeśli pies pogryzie człowieka, nie ma co o tym pisać, ale gdy człowiek pogryzie psa należy wrzucić taką sensację na pierwszą stronę.
Podobną sytuację opisał „Tygodnik Podhalański”: pędzący przez Murzasichle koń wskoczył na maleńką Toyotę miażdżąc jej dach i przednią szybę.
Gdyby to samochód potrącił konia lub inne zwierzę, nie warto byłoby zajmować się tak standardowym wypadkiem drogowym. Skoro koń staranował auto, trzeba to jednak odnotować.
„Dwa konie wyrwały się furmanowi w Murzasichlu i ruszyły galopem do domu. Jeden wybrał trasę przez las i pola, drugi pędził jezdnią. Dopiero, prawie przed stajnią staranował samochód. Kilkanaście metrów dalej złapał go młody góral, który zobaczył co się dzieje. Wyskoczył z auta i zatrzymał konia. Pasażerowie samochodu niemal cudem ocaleli. Uniknęli jakichkolwiek obrażeń, mimo że zwierzę z potężnym impetem uderzyło w dach i przednią szybę. To nie był jednak koniec ich dramatu.
Gehenna trwała jeszcze kilka godzin. I chyba tylko fakt, że kierowcą Toyoty była pielęgniarka, niezwykle opanowana osoba, sprawił, że nikomu nie puściły nerwy. (…) A wszystko przez to, że prawdopodobnie potraktowano ten wypadek jako zwykłą kolizję. Drogówka pojawiła się na miejscu prawie dwie godziny po zdarzeniu” - czytamy w „TP”.
Koń przeżył szarżę na samochód. Weterynarz zszył mu rozciętą nogę i zdezynfekował inne, mniejsze rany, a pasażerowie Toyoty mogli kontynuować podróż.
Stanisław Dębicki
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE