W opisanej przez Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka historii kontaktów Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa PRL najbardziej wstrząsające wrażenie robią nie te części książki, w których mowa jest o donosach tajnego współpracownika \"Bolka\", ale fragmenty ukazujące próby zatarcia śladów po nich przez Prezydenta RP, powolnych mu wysokich urzędników państwowych i grono jego najbliższych współpracowników.
Lat, w których wciąż żywe były jeszcze znajomości, powiązania, wzajemne sympatie i antypatie sprzed 1989 roku, a polityczną rzeczywistość w większym stopniu wyznaczały personalne układy pomiędzy ludźmi dawnej opozycji antykomunistycznej (nafaszerowanej współpracownikami bezpieki) a ich partnerami z rozmów przy Okrągłym Stole, aniżeli demokratyczne procedury, obowiązujące w państwie prawa. Lat symbolizowanych dziwną zażyłością ludzi, stojących kiedyś po przeciwnych stronach barykady. Lat skutecznego przenikania funkcjonariuszy tajnych służb PRL do polityki i gospodarki. Lat, w których głoszący w prezydenckiej kampanii wyborczej konieczność zdecydowanego przyspieszenia procesu zrywania z komunistyczną przeszłością Wałęsa oparł się po jej wygraniu na ludziach głęboko w nią uwikłanych.
Tutaj nie ma żadnych wątpliwości. Jeśli nawet prezydent nie naginał prawa, aby móc zajrzeć do interesujących go teczek, to z pewnością łamał je, oddając te materiały mocno zdekompletowane. Teraz tłumaczy, że nie było w nich nic interesującego, albo że to on nie on powyrywał kartki przed zwróceniem do archiwum UOP. Skoro uznał je za mało wartościowe, to po co dokonał w nich takiego spustoszenia? A pełną odpowiedzialność za to ponosi on sam, ponieważ to jego podpisy znajdują się na pismach kwitujących odbiór i wydanie teczek. A komu je pokazywał i komu pozwalał w nich grzebać, to już wyłącznie jego problem.
Pisałem kiedyś w tym miejscu, że rozpalający ogromne emocje spór o pułkownika Ryszarda Kuklińskiego jest tak naprawdę sporem o PRL. Ci, którzy nadal widzą w nim zdrajcę, uważają Polskę Ludową za swoją jedyną ojczyznę i z niechęcią patrzą na przemiany zapoczątkowane w 1989 roku. Ci, dla których jest on bohaterem (albo przynajmniej oficerem, który w określonej sytuacji otrzymania dostępu do supertajnych sowieckich dokumentów uznał za swój patriotyczny obowiązek przekazać je Amerykanom) cieszą się, że mogli - również dzięki niemu - dożyć chwili zrzucenia przez Polskę komunistycznego jarzma.
Książka Cenckiewicza i Gontarczyka pomogła wielu rodakom uwiadomić sobie, że spór o Wałęsę ma podobny charakter, zwłaszcza w odniesieniu do okresu jego prezydentury, aczkolwiek duży wpływ na sposób jej sprawowania mogły mieć te fakty z lat młodości, które tak bardzo (często wręcz histerycznie) stara się on teraz zanegować.
Ci, którzy uznają, że bohaterski zwycięzca komunizmu ma wyłącznie czyste karty w swej biografii, a belwederski okres jego życiorysu nie miał żadnego związku z aktami TW "Bolka", wyśmiewają opinie o rzekomym układzie, w jaki był wplątany, widząc w III RP demokratyczne państwo prawa. Ci, którym nie w smak takie brązownictwo i chcieliby poznać prawdę, pozwalającą na wyjaśnienie wielu zagadek naszej najnowszej historii, mających prawdopodobnie uwarunkowania w czasach PRL, widzą w Wałęsie człowieka o kilku obliczach, pieczętującego z początkiem lat 90. niejasne związki byłych opozycjonistów z ich dawnymi prześladowcami i uniemożliwiającego uczciwe rozliczenie przeszłości.
Żeby dotrzeć do owej prawdy trzeba brać pod uwagę wszystkie możliwe źródła, także dokumenty wytwarzane przez tajne służby z epoki komunizmu. Nie można widzieć dziejów Polski po 1945 roku wyłącznie oczami bezpieki (taki zarzut jest jednak z gruntu chybiony, bo żaden z poważnych historyków i archiwistów nie popełnia błędu jednostronności, konfrontując ze sobą wiele dokumentów i wypowiedzi świadków badanych zdarzeń), ale bez dokładnej analizy pozostałości po niej nie da się napisać rzetelnej pracy naukowej.
Spór o to, czy Lech Wałęsa był "Bolkiem" może trwać jeszcze długo, a może zostać rozstrzygnięty dosyć szybko, również dzięki książce Cenckiewicza i Gontarczyka. Spór o kulisy jego prezydentury daleki jest natomiast od zakończenia, ponieważ zbyt wielu czynnym jeszcze politykom zależy na tym, aby ukryć role, jakie odgrywali w pierwszych latach III RP. A że często były one rozpisane przez ich (również aktywnych po 1989 roku) oficerów prowadzących dużo wcześniej, nie mamy się co łudzić, że pełna prawda szybko wyjdzie na jaw.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE