Szczerze współczuję profesorowi Andrzejowi Zybertowiczowi – historykowi z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Jako jedyny ujawniony do tej pory recenzent mającej wkrótce trafić na rynek wydawniczy książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka o związkach Lecha Wałęsy z peerelowską Służbą Bezpieczeństwa, jest on zmuszony wysłuchiwać licznych impertynencji i obelg zarówno od głównego bohatera tej publikacji, jak również wielu bezgranicznie wierzących w jego całkowitą niewinność polityków, dziennikarzy, publicystów.
A wszystko to dlatego, że uznał solidne dzieło naukowe Cenckiewicza i Gontarczyka za napisane zgodnie z wymogami warsztatu historyka przez ludzi umiejących poruszać się po archiwach i wyciągać logiczne wnioski z tej kwerendy. Toruński uczony bezskutecznie stara się sprowadzić dyskusje na ściśle naukowe tory, bardziej lub mniej wymownie zwracając uwagę swoim rozmówcom, że: po pierwsze – nie znają książki, o której się tak chętnie wypowiadają, po drugie – nie są zawodowymi historykami, a więc nie potrafią właściwie ocenić przedmiotu swojej krytyki.
Nic to jednak nie pomaga, a co gorsze, nikogo to tak naprawdę nie interesuje. Uczestnicy dyskusji z góry podzielili się na orędowników i wrogów Wałęsy. Ci pierwsi nie kryją nawet, że niespecjalnie obchodzi ich prawda o nim, bo jest on wielkim Polakiem, bohaterem narodowym, zwycięzcą w trudnej rozgrywce z komunistami i już. Kto ośmieli się podważać te racje, nie zasługuje na poważne traktowanie i należy go czym prędzej usunąć z salonowego towarzystwa, które wszystko wie najlepiej i arbitralnie wydaje wyroki w każdej sprawie.
Prof. Zybertowicz świadomie naraził się temu niezwykle wpływowemu i trzęsącemu większością krajowych mediów środowisku. Kiedy patrzyłem, z jaką niechęcią (by nie powiedzieć: obrzydzeniem) patrzył na niego Tomasz Lis w swoim ostatnim programie telewizyjnym i jak okrutnie obrażał go występujący razem z nim Wałęsa, zrobiło mi się przykro. Niszczenie autorytetu naukowca zawsze jest bowiem bolesne i przynosi opłakane skutki w przyszłości.
Ci, którzy się do tego przyczyniają, ponoszą odpowiedzialność za obniżenie rangi polskiej nauki. Skoro opinia publiczna widzi, że można bezkarnie znęcać się nad znakomitym historykiem o wielkim dorobku, który niczym sobie na takie poniżanie nie zasłużył, to znaczy że wolno w podobny sposób odbierać wiarygodność każdemu człowiekowi nauki, starającemu się rzetelnie wykonywać swój zawód.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE