Zupełnie nieoczekiwanie powróciła w polskich mediach sprawa przyszłości warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki (dawniej im. Józefa Stalina), popularnie zwanego „Pekinem”. Podniósł ją minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, kończąc swoje wystąpienie w Sejmie słowami: „a poza tym uważam, Panie Marszałku, że Pałac Kultury powinien zostać zburzony”.
O tym, co zrobić z kłopotliwym „darem przyjaźni” Związku Sowieckiego dla Polski od dawna już dyskutują historycy, architekci, politycy, publicyści, nie dochodząc jednak do żadnych konstruktywnych wniosków. Padały propozycje, aby zasłonić go drapaczami chmur, przekształcić w ogólnopolski skansen (muzeum) komunizmu, zlikwidować kilkanaście najwyższych pięter. Pojawiał się również radykalny pomysł zburzenia go.
Kiedy dyskusja trwała w najlepsze, wojewódzki konserwator zabytków wpisał w lutym ubiegłego roku Pałac do rejestru zabytków, czym znacznie utrudnił wszelkie próby zmiany jego wyglądu, nie mówiąc już o całkowitej likwidacji.
Sikorski nie przejmuje się jednak tym postanowieniem, słusznie uważając że każdą administracyjna decyzję można uchylić. Jak poważnie traktuje swój zamiar usunięcia Pałacu z krajobrazu Warszawy świadczy fakt, ze spotkał się w tej sprawie z prezydent stolicy, Hanną Gronkiewicz-Waltz. Przyznał wprawdzie w telewizyjnym wywiadzie, że „nie jest ona jeszcze przekonana" do jego stanowiska, ale dał zarazem do zrozumienia, iż nie neguje jego sensowności.
W tak poważnej kwestii musi oczywiście zapaść polityczna decyzja i to na najwyższych szczeblach władzy. Nie wystarczy nawet ewentualna zgoda prezydenta Warszawy, chociaż to do kompetencji samorządu należą takie postanowienia. Nie wyobrażam sobie, aby ten problem nie przetoczył się wcześniej przez parlament, a także przez gabinety Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Dopiero po ich ewentualnej akceptacji wniosku Sikorskiego włodarze stolicy wszczęliby stosowne procedury.
Jeżeli okazałoby się (czego wcale nie wykluczam), że w tej prestiżowej sprawie dwie główne siły polityczne kraju potrafią iść ręka w rękę, to nic nie pomogłyby protesty lewicowych sierot po PRL, a w miejscu oszpeconym przez gigantyczny gmach-pomnik Józefa Stalina mógłby powstać np. miejski park im. Ofiar Komunizmu.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE