Można do woli kpić z południowo- amerykańskiej \"podróży życia\" premiera Donalda Tuska: podważać jej sens, krytykować małą efektywność, wyśmiewać jego pobyt na Machu Pichu, ironizować na temat śmiesznej czapeczki, w jakiej chętnie pozował do zdjęć. Takie jest prawo opozycji oraz tych dziennikarzy, którzy nie należą do grona bezkrytycznych chwalców szefa rządu, szukając okazji do zaatakowania go. Należy zresztą przyznać, że on sam dosyć niefrasobliwie wystawił się na ciosy swych przeciwników, dając im do ręki oręż przeciw sobie.
Trzeba umieć rozróżniać pomiędzy kpinami z konkretnego polityka, a lekceważeniem narodowych imponderabiliów. Być może obdarowanie polskiego premiera Orderem Słońca Peru przez prezydenta Alana Garcię było zdecydowanie na wyrost, ale jeśli już zawisł jego piersi, nie powinien stać się w Polsce przedmiotem głupich żartów i niewybrednych komentarzy.
Skoro sami jesteśmy niezwykle drażliwi i wrażliwi na punkcie wszelkich symboli i odznaczeń, wyśmiewanie peruwiańskiego orderu pozostaje nie tylko w sprzeczności z naszą tradycją, nakazującą honorować własne oraz cudze godności, ale także rodzi obawy, czy przypadkiem nie traktujemy dalekiego, mało znaczącego na arenie międzynarodowej kraju z góry, nazbyt protekcjonalnie i - mówiąc wprost - pogardliwie.
Obawiam się, że tak właśnie mogły zostać odebrane w Limie dochodzące z Polski echa ceremonii wręczenia Tuskowi Orderu Słońca Peru. A to na pewno nie pomoże w ugruntowywaniu dobrych stosunków między obu państwami i nie wystawia nam zbyt korzystnego świadectwa.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE