To, że ambasador Federacji Rosyjskiej w Polsce Siergiej Andriejew i attaché wojskowy Valery Nazarow z grupą dyplomatów oraz lokalnych polityków z obwodu królewieckiego złożyli kwiaty w miejscu, w którym przez ponad czterdzieści lat stał w Pieniężnie zdemontowany we wrześniu 2015 roku pomnik sowieckiego generała Iwana Czerniachowskiego, nie budzi mojego zdziwienia. Wymagającym napiętnowania skandalem jest natomiast udział w tej uroczystości Polaków.
Dla Rosjan dowódca 3. Frontu Białoruskiego może uchodzić za bohatera, bo tak budują oni swoją politykę historyczną i może nam się to nie podobać, ale musimy się z tym pogodzić. Jeżeli jednak hołd człowiekowi, który doprowadził do aresztowania Komendanta Okręgu Wileńskiego Armii Krajowej podpułkownika Aleksandra Krzyżanowskiego-„Wilka” (występującego wobec Sowietów jako generał) i rozbrojenia 8 tysięcy żołnierzy AK, z których wielu przypłaciło to życiem, oddaje obywatel Rzeczypospolitej, to powinna zająć się nim prokuratura, ponieważ takie zachowanie można zakwalifikować jako zdradę stanu.
Obok Rosjan pojawił się zaś tam, gdzie czczono pamięć gen. Czerniachowskiego - jak poinformowała Niezależna - Sławomir Zakrzewski ze stowarzyszenia Obóz Wielkiej Polski, który organizował m.in. kilkunastoosobowe protesty przed ambasadą Ukrainy w czasie agresji Rosji na Krym i „spontaniczne” akcje palenia zniczy na grobach Armii Czerwonej.
„Zakrzewski podczas swojego wystąpienia w Pieniężnie skrytykował decyzję polskich władz o likwidacji monumentu poświęconego Czerniachowskiemu. W jego ocenie działanie to było przeciwne <słowiańskim obyczajom>, które nakazują <chronić zabytki>. Nazarow w swojej wypowiedzi dla rosyjskiego portalu Regnum.ru prowokacyjnie zwracał uwagę na fakt, że sympatycy Obozu Wielkiej Polski byli ubrani w polskie mundury” - czytamy w portalu.
Czy w tej sytuacji nie powinien wkroczyć z urzędu prokurator?
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE