Od dawna wiadomo, że Lech Wałęsa nie potrafi przyjąć do wiadomości pełnej prawdy o swojej przeszłości. O ile chętnie przyznaje się do chlubnych kart z własnej biografii politycznej, o tyle do furii doprowadzają go powtarzane coraz częściej zarzuty kilkuletniej współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa PRL przed 1980 rokiem.
Wałęsa najpierw niezwykle - nawet jak na niego - ostro zaatakował prezesa IPN, profesora Janusza Kurtykę, grożąc mu pozwaniem do sądu i przypominając, że otrzymał przecież od Instytutu status osoby pokrzywdzonej przez komunistyczny reżim. Następnie zażądał uczestnictwa w konferencjach prasowych, poświęconych owej książce. Na swym blogu napisał:
"W związku z zamiarem wydania w przededniu 25-lecia przyznania mi Pokojowej Nagrody Nobla książki z zasobów IPN, a dotyczących mojej osoby, żądam publicznie od IPN zgody na wspólne moje i autorów książki uczestnictwo w dwóch konferencjach prasowych, otwartych dla dziennikarzy: jednej w momencie wypuszczenia książki w obieg publiczny, a drugiej po tygodniu od wydania, kiedy zapoznam się z treścią."
Legendarny przywódca "Solidarności" uważa, że młodzi historycy Instytutu chcą zachlapać błotem bezpieki wielkie zwycięstwo polskiego narodu, odniesione pod jego przewodnictwem. Dlatego też czuje się zmuszony "do włączenia się, by nie pozwolić na sukces trupa komunistycznego, zakopanego w stosach SB-eckiego fałszu, któremu poddają się autorzy". Zarzucił im, że nie wzięli pod uwagę "ogromnej skali podrabiania różnej dokumentacji" przeciwko niemu, a także "procederu zniszczenia przez SB około 75 tomów najistotniejszych opisów" jego działań przeciw reżimowi PRL.
Wałęsa ma pełne prawo podawać do publicznej wiadomości swoją wersję własnej biografii, ale nie powinien ulegać emocjom i niefrasobliwie dezawuować solidną, opartą na dokumentach źródłowych pracę dwóch doświadczonych w tej materii autorów. Ich jedynym celem badawczym było przecież ukazanie całej, złożonej prawdy o człowieku, który odegrał wielką historyczną rolę i musi być poddany wszechstronnemu oglądowi, czy mu się to podoba, czy nie.
Nienawiść zaślepia i uniemożliwia działanie trzeźwego rozumu, dlatego lepiej byłoby dla Wałęsy, gdyby zdecydował się wreszcie odważnie wyznać grzechy swojej młodości, do których już zresztą kilka razy pośrednio się przyznał. Jego obecny atak na IPN jest dosyć żałosny i wywołuje fatalne wrażenie; człowiek, który nie ma sobie nic do zarzucenia nie zachowuje się bowiem w ten sposób. Wielu zainteresowanych meandrami najnowszej historii Polaków chciałoby dowiedzieć się jak najwięcej o kulisach wydarzeń, które doprowadziły do przełomu 1980 roku, podobnie jak o tym, co działo się w tajemnicy przed społeczeństwem w okresie przygotowań i samych rozmów Okrągłego Stołu. Po to właśnie powstał IPN, aby rzeczowo dociekać skrzętnie ukrywanej przez niektórych ich uczestników prawdy o tym, co się wtedy tak naprawdę działo. A że przy tej okazji ubrudzi się lub nawet polegnie parę uznanych autorytetów moralnych - cóż, takie są zawsze koszta odkrywania archiwów tajnych służb, choćby zostały one wcześniej mocno przetrzebione i nadal były w części zamknięte przed historykami.
Wałęsa ma niewątpliwie rację twierdząc, że bezpieka prowadziła przeciw niemu ogromną akcję, żeby skompromitować go w oczach rodaków i międzynarodowej opinii publicznej. Ale rozpoczęła ją prawdopodobnie dopiero po sierpniu 1980 roku, kiedy nieznany wcześniej szerzej niemal nikomu (nawet wielu działaczom opozycji antykomunistycznej) elektryk z gdańskiej stoczni wyrósł na pierwszoplanową postać polskich przemian i zagościł w mediach całego świata. Wątpliwe jest natomiast, aby SB przygotowywała niezwykle skomplikowane prowokacje przeciw niemu już w latach 70. Wtedy na jej celowniku byli zupełnie inni ludzi, bardziej spektakularnie usiłujący walczyć z sowieckim reżimem.
Zasadniczy problem biografii Wałęsy widzę gdzie indziej: czy jeśli rzeczywiście poszedł na owocną współpracę z bezpieką po grudniu 1970 roku (jako agent o pseudonimie "Bolek"), to do kiedy ona faktycznie trwała i jaki był jej związek z wybuchem strajku 14 sierpnia 1980 roku oraz szybkim przedostaniem się przezeń na teren stoczni i objęciem kierownictwa robotniczego protestu? Po czyjej stronie stanął wąsaty elektryk w dniach, w których wydarzenia nie wymknęły się jeszcze (o ile w ogóle kiedykolwiek to nastąpiło) komunistom z rąk? Nie wiem, do jakiej prawdy na ten temat dotarli Cenckiewicz i Gontarczyk, ale najwyraźniej widać, że Lech Wałęsa czegoś się poważnie obawia w przededniu publikacji ich książki o nim.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE