Jadwiga, po przyjeździe w 1946 roku do Ostródy, długo szukała Henryka za pośrednictwem Czerwonego Krzyża. On próbował odnaleźć ją z Francji. Każde z nich sądziło, że ukochany (a) nie żyje. Miłość jednak przetrwała. Pozostała uśpiona w zakamarkach duszy, aby po prawie pięćdziesięciu latach obudzić się, rozkwitnąć i połączyć na zawsze stęsknione serca.
Jadwiga całą wojnę przetrwała w domu rodzinnym. Straciła ojca a jej brat został wywieziony na roboty do Niemiec. W 1944r Henryk trafił do niewoli niemieckiej w Bretanii (Francja). Zaprzyjaźnił się tu z młodym Litwinem. Postanowili wspólnie uciec. Korzystając z okazji, wyskoczyli z transportującej ich ciężarówki. Wtedy Heniek pomyślał: „Widzisz, Jadziu kochana, możesz być ze mnie dumna. Zdobyłem wolność. Powrócę do ciebie jak najprędzej i przez całe życie będę ciebie nosić na rękach. Tak mi tęskno, tak tęskno do ciebie!”. Uciekinierzy zatrzymali się na noc w starej, opuszczonej szkole. Heniek opowiadał, że we śnie przyszła do niego ukochana, że tulił jej ręce do serca i był bardzo szczęśliwy.
Gdy się obudził, zobaczył w pomieszczeniu Niemców z karabinami. Nie czuł strachu ani bólu, w głowie miał pustkę a przed oczami wyobraźni widział piękną twarz Jadwigi. Stracił przytomność. Odzyskał ją po 2 – 3 godzinach. Trząsł się z zimna. Był ranny w głowę, nogi i rękę, a z kolegi, śpiącego nad nim, lała się na niego krew. Niemcy musieli postrzelić ich śpiących tak, że od razu stracili przytomność. Nie pamiętał. W myślach usłyszał głos Jadzi: „Musisz walczyć z całej siły”. Również w myślach, prawie z uśmiechem, odpowiedział jej: „Łatwo ci mówić, co ja tu mogę zrobić?” Czuł jednak, że musi wykonać jej polecenie. Kolega wkrótce zmarł. Henryk był przekonany o rychłej i jego śmierci. Mówił do Jadzi: „Moja kochana, teraz już ciebie żegnam. To nie twoja wina, że nie udało mi się przeżyć”. I wtedy coś się z nim stało. Wstał i, ledwo stojąc na nogach, powiedział po niemiecku do Niemca: „Ja już umieram, ale umrę chodząc, a nie leżąc w łóżku”. Nie czekając na odpowiedź, wyszedł powoli na ulicę. Zobaczył wielu Niemców. Zauważył jeszcze, jak oficer spojrzał na niego i machnął ręką do wartownika, jakby chciał powiedzieć: „Puść go, daleko nie zajdzie”. Heniek zaczął powoli schodzić w dół ulicy. Przekonany był, że strzelą mu w plecy. Po prawej stronie widział noc, po lewej Niemców a przed sobą twarz Jadzi. Nagle ktoś otworzył drzwi mijanego domu, czyjeś ręce wciągnęły rannego do środka, drzwi się zatrzasnęły. Przez tydzień walczył ze śmiercią. Potrzebna była transfuzja, co było niemożliwe. Henryk wspominał później, że przechodził wtedy dziwny stan: był przytomny w nieprzytomności. Czuł potworny ból głowy, krzyczał, ale w sercu było mu dobrze, bo widział twarz ukochanej. Była taka piękna, jasna, spokojna, z maleńkim uśmiechem, jakby Matka Boska. Nic nie mówiła, ale on słyszał: „Nie bój się, pozostaniesz przy życiu, ja zabraniam ci umierać, będę ci pomagała, ale musisz walczyć ze wszystkich sił”. Gdy odzyskał przytomność, nie wiedział kim jest. Nie znał żadnego języka, nawet własnego, polskiego. Stracił pamięć. O Jadzi nie zapomniał jednak nawet przez chwilę. Jej twarz wciąż się pojawiała i niemym głosem mówiła: „Heniu, ja wiem, że cierpisz, jednak musisz się trzymać i przeżyć. Ja będę cały czas przy tobie”. Wtedy ukochana była jego jedynym łącznikiem ze światem. Przez pięć miesięcy był zupełnie ślepy. Powoli odzyskiwał wzrok. Francuscy partyzanci wywieźli Henryka z miasteczka i od czasu do czasu zmieniali miejsce jego schronienia. Siły odzyskiwał dzięki ogromnym ilościom zjadanych gruszek. Podobno zastąpiły transfuzję.
Po oswobodzeniu okolicy przez amerykańskie wojsko, partyzanci przywieźli Heńka do szpitala w Rennes. Został tam przez rok, ucząc się w międzyczasie języka francuskiego. Pamięć bardzo powoli wracała, był to proces kilkuletni. W szpitalu Henryk poznał Francuskę, Marcelę. Dziewczyna zakochała się w nim i, chociaż tłumaczył jej, że kocha inną, nie ustawała w dążeniach do zatrzymania go przy sobie. Wraz z matką dały mu schronienie, gdy opuścił szpital, ubierały go i finansowały, chociaż nie były bogate. W końcu Henryk uległ i ożenił się z Marcelą. Tłumaczył sobie, że z bezwładną lewą ręką nie byłby atrakcyjny dla Jadzi. Ale nadal ją kochał i bardzo cierpiał. Mówił o sobie, że nigdy nie był dobrym mężem i ojcem. Rzucił się w wir nauki i pracy. Był inteligentny, zaszedł wysoko. Myślał, że zapomni. Nic z tego, myślał o ukochanej bez przerwy, była z nim zawsze.
Jadwiga, na początku roku 1946 przyjechała z braćmi do Ostródy. O Henryku nie miała wieści już od roku 1944. Jego rodzina również nic o nim nie wiedziała. Poszukiwania nie dały rezultatu. Sądzono, że zginął na froncie. Młoda dziewczyna musiała zacząć żyć, przede wszystkim zdobyć wykształcenie. Wyjechała więc do Łodzi i tam skończyła szkołę pielęgniarską. Wyszła za mąż za młodego, zdolnego lekarza. O Henryku myślała często, ale ze smutkiem, jak o zmarłym. Zaczęła żyć nowym życiem. Tak musiało być.
Henryk nie pamiętał, w którym roku dowiedział się, że Jadwiga żyje. Nowina ta zburzyła jego życie. Uznał, że nie ma po co żyć. Zdradził przecież ukochaną, więc ją bezpowrotnie stracił. Wyjechał nad morze, wszedł na wysoką skałę i napisał kartkę: „Nikt nie jest winien mojego samobójstwa”. Na kolanach, z rękami złożonymi i wyciągniętymi do nieba, prosił Jadzię aby mu przebaczyła, żeby mógł spokojnie umrzeć. I wtedy znów „usłyszał” głos, nakazujący mu żyć. Wrzucił kartkę do morza i wrócił do domu. Tam zapadł w apatię, trzy dni nie jadł i nie pił. Trawiła go gorączka. Jadwiga przestała się pojawiać a on bał się, że się pogniewała na niego. W roku 1989 odnalazła Henryka jego bratowa, będąca siostrą Jadwigi. Wkrótce dostał list i od niej samej. Odpisał natychmiast: „.../-/ Pół godziny siedziałem nad twoja kopertą, nie miałem odwagi jej otworzyć. Przygotowałem sobie odpowiedź, gdybyś w tym liście ganiła mnie za moją wariacką miłość do ciebie. Chciałem napisać: „Nie gniewaj się, że tak ciebie kocham. To nie jest moja wina. Moja miłość przewyższała mnie samego zawsze. Żeby ją zabić, musisz mnie zabić”. Otworzyłem list i jakie zdziwienie!! Jaka niespodzianka! Wiem już, że się nie gniewasz, a nawet chcesz, żebym napisał do ciebie. /-/ W oszołomieniu chce mi się krzyczeć z radości. /-/ ...Bo ty, kochana Jadziu byłaś dla mnie i ciągle jesteś zarazem moją królową, moją religią, moim rodzinnym krajem, moim życiem”.
Marcela nie żyła już od kilku lat. Ich dzieci były dorosłe i samodzielne. Wkrótce zmarł też mąż Jadwigi. Po kilku latach korespondencji, po kilku spotkaniach, niedoszli kochankowie stanęli na ślubnym kobiercu we Francji, w roku 1995. Byli z sobą zaledwie kilka lat. Pierwszy zmarł Henryk, a dwa lata później – Jadwiga. Widocznie tam, w niebie zakochany mężczyzna również nie mógł „żyć” bez swojej ukochanej.
Bernadeta Chyrzyńska
KATALOG FIRM W INTERNECIE