Dopóki nieodpowiedzialni i niefrasobliwi (to najbardziej łagodne określenia, jakich mogę użyć, bo cisną się na usta znacznie ostrzejsze) pseudoturyści nie zostaną ustawowo zmuszeni pokrywać z własnych kieszeni kosztów akcji ratunkowych będących efektem ich głupoty, dopóty będziemy dowiadywać się o takich wypadkach jaki zdarzył się na koniec 2016 roku.
80 osób, w tym 22 dzieci, wybrało się na popołudniowy spacer z Palenicy Białczańskiej do Morskiego Oka, czyli szeroką, bezpieczną drogą asfaltową o długości 7 kilometrów, którą trudno nawet nazwać górskim szlakiem. Nie wzięli ze sobą latarek i szybko zapadający zmierzch oraz potęgujący się mróz przestraszył ich na tyle, że wszczęli alarm podczas powrotu. Całą grupę sprowadzili bądź zwieźli (najstarszych i najmłodszych uczestników) członkowie Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego i strażnicy Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Wszystko skończyło się szczęśliwie, nikt nie doznał najmniejszych obrażeń ani odmrożeń, ale był to kolejny przykład kompletnego braku wiedzy dotyczącej poruszania się w górach, zwłaszcza zimą, nawet jeżeli wybiera się wygodny trakt. Mimo umieszczonych przy wszystkich wejściach na teren TPN tablicach ostrzegających, że nie wolno pozostawać na jego obszarze po zmroku i zawsze należy brać pod uwagę aktualne warunki pogodowe, ciągle znajdują się ludzie, którzy lekceważą te przestrogi, narażając siebie na niebezpieczeństwo, a TOPR i inne służby na podejmowanie akcji ratunkowej.
Gdyby taki przypadek zdarzył się w Alpach lub na Słowacji, zapłaciliby oni słono za swoją głupotę. Niestety, zgodnie z polskim prawem, mogą liczyć na darmowe sprowadzenie ze szlaków. Kiedy to się wreszcie zmieni?
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE