W podkrakowskich Mogilanach zmarł w wieku 87 lat major Zbigniew Paliwoda-„Jur” - ostatni żołnierz mjr. Józefa Kurasia-„Ognia”.
W 1944 roku został zaprzysiężony jako żołnierz Armii Krajowej, potem znalazł się w krakowskiej grupie Ruchu Oporu Armii Krajowej która podporządkowała się działającemu na Podhalu „Ogniowi” jako VI kompania jego zgrupowania. Bazą oddziału stały się dawne koszary przy krakowskiej ulicy Na Zjeździe, gdzie mieszkali Paliwodowie. Tam właśnie ukrywali ciężarówkę i motocykle używane do antykomunistycznych akcji.
- Pierwszy mój kontakt z „Ogniem” miał miejsce na obrzeżach Zakopanego. Był wieczór, on stał w półmroku, nie widziałem więc jak wygląda . Zameldowałem mu, jak sprawy się mają. Zadecydował, że ta łączniczka która mnie przyprowadziła, pojedzie ze mną do Krakowa i zorientuje się w sytuacji. Nasza grupa była luźna. Nikt nie składał żadnej przysięgi, dopiero potem przed „Ogniem”. 80 procent grupy, włącznie ze mną, było wcześniej akowcami, więc przysięgaliśmy tam. Stały kontakt między naszą grupą a „Ogniem” był utrzymywany za pośrednictwem łączniczki Zborowskiej -„Baśki”. Majora Kurasia zobaczyłem kolejny raz, już nie w mroku, wczesną jesienią 1946 roku, gdy przedostaliśmy się do niego z „Billem”. Pobyt trwał całą dobę, zostaliśmy zaprzysiężeni - wspominał Paliwoda w rozmowie z „Gościem Niedzielnym”.
Jako niespełna 17-letni żołnierz wziął 18 sierpnia 1946 roku udział w jednej z najsłynniejszych, brawurowych akcji antykomunistycznego podziemia zbrojnego: uwolnieniu więźniów politycznych z krakowskiego więzienia Świętego Michała.
- Nie było sztuką zdobyć więzienie. Sztuką było odskoczenie po akcji. Wzięło w niej udział 14 osób z bronią w ręku. Dwie z nich zginęły tuż po akcji na ulicach Krakowa, 11 zaś zostało później aresztowanych na skutek zdrady. 7 osób zostało skazanych na karę śmierci. Z tego dwie osoby zostały stracone, jedna zaś umarła w więzieniu - mówił „Jur” podczas spotkania z prezydentem Andrzejem Dudą, który wręczył mu 5 lutego br. Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski za „wybitne zasługi na rzecz środowisk kombatanckich, za pielęgnowanie pamięci o najnowszej historii Polski”.
Podczas dowodzonej przez Jana Janusza-„Siekierę” akcji uwolniono 64 osoby. Było to możliwe dzięki współpracy z dwojgiem strażników więziennych. Niestety, uczestników akcji zaczęto szybko wyłapywać.
Urząd Bezpieczeństwa zatrzymał Paliwodę 29 września 1946 roku. Podczas brutalnego śledztwa wyszło na jaw, że jest niepełnoletni, co uchroniło go od kary śmierci lub długoletniego więzienia.
- Zostałem wprawdzie uniewinniony w styczniu 1947 roku, ale trzymali mnie w więzieniu jeszcze do marca. Byłem przekonany, że zaraz za bramą zostanę aresztowany. Poszedłem do domu lecz okazało się, że mieszka tam już ktoś inny. Udałem się więc do wuja. Szybko jednak zniknąłem z Krakowa. Wyjechałem na Dolny Śląsk. Pracowałem m.in. w GS-ie, uczyłem się w gimnazjum, biedowałem. Pracowałem później w budownictwie przemysłowym w województwie wrocławskim i w Opolu. Do Krakowa wróciłem dopiero po blisko 40 latach, w 1984 roku. Z akt udostępnionych mi przez Instytut Pamięci Narodowej dowiedziałem się, że jeszcze w 1979 oku. byłem obiektem zainteresowania Służby Bezpieczeństwa jako były żołnierz „Ognia” - powiedział mjr Zbigniew Paliwoda-„Jur” w rozmowie z „Gościem Niedzielnym”.
Stanisław Dębicki
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE