Taki wniosek wyciągnęła z własnej historii Wiktoria, mieszkanka Ostródy. Kilkuletnie ignorowanie jej choroby przez lekarzy doprowadziły kobietę do desperacji. Zajrzała więc do... internetu. Sobie tylko zawdzięcza, że choroba została zdiagnozowana. Po pięciu latach...
- Pomyślałam sobie, że przyczyną może być kręgosłup – opowiada kobieta – Wiedziałam, że są w nim zmiany zwyrodnieniowe. Ale pani neurolog praktycznie mnie zbyła. Zbadała mnie na kozetce, podnosząc i opuszczając nogi, stwierdziła, że są silne i że to nie w kręgosłupie leży przyczyna. Przepisała tabletki na poprawienie krążenia i oświadczyła, że jeżeli one pomogą, to znaczy, że mam złe krążenie.
Lekarstwo, nawiasem mówiąc, bardzo drogie, nie zmieniło samopoczucia Wiktorii.
Udała się do chirurga, który zlecił usg żył. Wykazało ono lekką miażdżycę. I tu zdania lekarzy były podzielone. Niektórzy uważali, że może to być przyczyną dolegliwości. Jeden tylko lekarz stwierdził, że aktualny stan jej żył nie może powodować ciężkości nóg. Wiktoria dostała serię leków na poprawienie krążenia, włącznie z 10-ciodniową kroplówką. Nie pomogło nic. Nawet w 1 procencie kobieta nie odczuła ulgi.
- Cztery lata temu, podczas usg jamy brzusznej, lekarz dostrzegł jakąś zmianę, dość dużą – wspomina Wiktoria. Dostałam skierowanie do onkologa i pojechałam do Olsztyna. Tam wykonano mi drugie usg i tym razem niczego nie zauważono. Kontrolowałam to jeszcze kilka razy, ale zdjęcia były czyste.
I tak, częściowo uspokojona, Wiktoria nadal szukała przyczyny choroby nóg. Nawet wywalczyła prześwietlenie kręgosłupa, które pokazało zmiany zwyrodnieniowe, typowe dla jej wieku. Lekarz zalecił jej gimnastykę........
Minęły lata. Pół roku temu Wiktoria przeżyła szok. Zaszwankowały zwieracze odbytu.
- To był horror- wspomina – Nie mogłam chodzić do pracy, wpadłam w depresję. Szukałam pomocy u chirurga, ale ten mnie zbył pocieszając, że mogę nosić podpaski.
I wtedy Wiktoria zaczęła penetrować internet. Tam odkryła istnienie takiej specjalizacji, jak : proktolog. Z internetu też dowiedziała się, że jest taki lekarz w Olsztynie. Natychmiast poszła do chirurga po skierowanie do odpowiedniej poradni.
- To był punkt zwrotny w moim szukaniu diagnozy. Proktolog skierował mnie na prześwietlenie kręgosłupa, które miałam wykonać jedynie w szpitalu wojewódzkim. Innego lekarz nie honorował. Bogu dziękuję, że tam trafiłam – wzdycha Wiktoria.
Prześwietlenie wykazało coś, co kazało następnemu lekarzowi, neurologowi, skierować kobietę na rezonans magnetyczny. Jego wynik był przerażający.
- Okazało się, że mam na kręgosłupie ogromny guz, który wrasta mi głęboko w jamę brzuszną. Jego ucisk był przyczyną wszystkich moich dolegliwości – opowiada moja rozmówczyni. Natychmiast zajęli się mną neurochirurdzy z olsztyńskiego szpitala, z ordynatorem, doktorem Waldemarem Och na czele. O nic nie musiałam się martwić. W ciągu dwóch tygodni od rozpoznania przeprowadzono operację. Była ona trudna i długa. Czeka mnie następna, bo nie udało się wyrzucić wszystkiego. Ale ta będzie już mniej skomplikowana. Lekarz powiedział mi, że niewiele czasu brakowało, abym straciła władzę w nogach. A teraz chodzę normalnie, lepiej niż przed operacją.
Teraz Wiktoria czeka tylko na wyniki histopatologiczne. Podejrzewa, że guz był łagodny. Przez tyle lat go miała i żyje, więc ma nadzieję. Wspomina ciepło sposób potraktowania jej przez lekarzy i pielęgniarki w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Olsztynie. Twierdzi, że pierwszy raz poczuła, że jako pacjentka jest ważna, że jej potrzeby są na pierwszym planie. Bez łapówki ani znajomości.
Tak po prostu, po ludzku. Pierwszy raz w życiu. Było to tak niespotykane, że aż szokujące.
Weronika Welenc
KATALOG FIRM W INTERNECIE