Pierwsza telewizyjna debata prezydencka Hillary Clinton i Donalda Trumpa odbyła się o fatalnej dla Polaków porze, bo w środku nocy. Oglądali ją więc tylko najwięksi miłośnicy amerykańskiego sposobu prowadzenia sporów politycznych na najwyższym szczeblu oraz ci, którzy - zapewne klnąc pod nosem i pijąc sporą ilość kawy lub koniaku - zostali do tego zobowiązani przez media jako komentatorzy.
Z oczywistych względów nic na temat tego starcia nie mogła napisać polska prasa, ale od samego rana temat żył w sieci (także na portalach głównych dzienników i tygodników) oraz w mediach elektronicznych. Dominowały opinie o lekkim zwycięstwie Clinton, która zaprezentowała się bardziej rzeczowo i dyplomatycznie, podczas gdy jej rywal sprawiał wrażenie trochę niezbornego w głoszeniu swoich poglądów.
Z pewnością oczekiwano po tej debacie czegoś więcej, zwłaszcza ze strony Trumpa, który ma przecież opinię człowieka nieobliczalnego i wchodzącego dopiero w świat polityki, a przy tym słynącego z niestandardowych zachowań publicznych oraz formułowania oryginalnych sądów. Dlatego głównym tematem w polskich mediach w przeddzień dyskusji było to, czy na widowni zasiądzie zaproszona przezeń jedna z byłych kochanek Billa Clintona, aby zdenerwować jego małżonkę czy też nie. Kiedy okazało się, ze Trump zrezygnował z tego pomysłu emocje zaczęły opadać, chociaż nie tracono nadziei na werbalną, lub inną awanturę.
Słyszałem natomiast głosy kilku rodzimych amerykanistów, według których wynik tej debaty wcale nie musi przełożyć się na wynik listopadowych wyborów, ponieważ pozostało do nich jeszcze sporo czasu, a Trump umie szybko uczyć się na błędach, podczas gdy od jego przewidywalnej przeciwniczki trudno raczej oczekiwać jakiejś niespodzianki.
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE