Czy wzywani od czasu Soboru Watykańskiego II do wykazywania aktywnej troski o losy swego Kościoła świeccy wierni powinni zabierać głos w sprawie personalnej obsady kościelnych stanowisk?
Takie pytanie pojawia się często tuż przed oczekiwanymi nominacjami biskupów ordynariuszy, zwłaszcza jeśli wśród wymienianych przez media kandydatów znajdują się osoby budzące spore kontrowersje. Wybucha wówczas dyskusja, niekiedy dosyć ostra i obfitująca w spore emocje, jak choćby obecnie, przy okazji wielce prawdopodobnego objęcia archidiecezji gdańskiej - po ustąpieniu z kierowania nią z powodu przejścia na emeryturę arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego - przez arcybiskupa generała Leszka Sławoja Głodzia.
Ci dwaj hierarchowie jednego Kościoła różnią się od siebie niemal wszystkim: osobowością, temperamentem, sposobem zarządzania powierzoną sobie owczarnią (abp Głódź to były biskup polowy Wojska Polskiego), poglądami na działalność ojca Tadeusza Rydzyka, politycznymi sympatiami. Nic więc dziwnego, że perspektywa tak radykalnej zmiany wywołuje ogromne zainteresowanie, szczególnie że dziennikarze prowokują znaczące osoby publiczne (z Lechem Wałęsą na czele) do częstego zabierania głosu na ten temat. Społeczna debata laikatu nad spodziewaną decyzją Benedykta XVI nabrała takiego tempa, że Prezydium Konferencji Episkopatu Polski poczuło się w obowiązku wydać podpisane przez jej przewodniczącego abp. Józefa Michalika, zastępcę przewodniczącego abp. Stanisława Gądeckiego i sekretarza generalnego bp. Stanisława Budzika oświadczenie, w którym czytamy:
"Od pewnego czasu odnotowuje się w środkach społecznego przekazu niepokojące sygnały, sugestie, czy nawet żądania, podważające kompetencje Stolicy Apostolskiej w dziedzinie obsadzania stolic biskupich. Tego typu działania stanowią niedopuszczalną metodę wywierania nacisku na wewnętrzne sprawy Kościoła oraz są próbą ograniczania jego autonomii. Przypominamy, że Stolica Apostolska reprezentowana przez Nuncjusza Apostolskiego w Polsce i w porozumieniu z Konferencją Episkopatu Polski stosuje autonomiczną procedurę kanoniczną obsady stolic biskupich."
Hierarchowie przywołują niechlubne czasy komunizmu, kiedy to władze państwowe usiłowały ingerować w autonomię Kościoła i wyrażają ubolewanie, "że w naszym kraju pojawiają się obecnie próby podważania usankcjonowanej od lat praktyki wyboru biskupów diecezjalnych przez naciski, także za pomocą środków społecznego przekazu, włączając w to również media publiczne". Uznają je za wywoływanie podziałów i antagonizmów i zaprzeczenie wychowawczej roli mediów, "które zamiast budowania ducha jedności i tworzenia płaszczyzn porozumienia, zamieniają się w narzędzia służące szerzeniu nieufności i podejrzliwości".
Autorzy oświadczenia uprzedzają, że "skutkiem takiej działalności będzie nieuchronne pogłębienie podziałów i uprzedzeń w społeczeństwie". Wzywają więc "w imię współnego dobra Ojczyzny" do zaniechania takich praktyk i proszą "o przyjmowanie decyzji Ojca Świętego w duchu wiary i zrozumienia, tak jak czyniliśmy to w latach pontyfikatu Sługi Bożego Jana Pawła II".
Zaraz po upublicznieniu tego oświadczenia podniosły się głosy zdziwienia, że hierarchia kościelna nie chce brać pod uwagę opinii świeckich, którym na sercach leży przecież wyłącznie los ich lokalnej wspólnoty i dlatego tak bardzo interesują się, kto zostanie jej pasterzem. A ponieważ w Polsce personalia zawsze odgrywały kluczową rolę, każda próba ograniczania wpływu laikatu na decyzje władz w tej materii budzi emocje.
Przywołuje się w tym kontekście sprawę abp. Stanisława Wielgusa, którego ubiegłoroczny ingres odwołany został właśnie na skutek interwencji w Watykanie osób świeckich, prawdopododbnie nawet przedstawicieli najwyższych władz państwowych. Zupełnie inna była jednak materia tamtego protestu, gdyż chodziło nie o cechy osobowościowe kandydata na metropolitę warszawskiego, lecz o jego przeszłość jako tajnego współpracownika komunistycznych służb specjalnych. Nikt nie krytykował go za poglady, dominowała przemożna chęć uniknięcia kompromitacji Kościoła w Polsce. Ostateczna decyzja zapadła jednak za Spiżową Bramą i jestem pewien, że najważniejszymi jej konsultantami byli dla Benedykta XVI polscy hierarchowie.
Problem jest niewątpliwie poważny, ale dopóki w Kościele rzymsko-katolickim obowiązują zasad przywołane przez Prezydium KEP, papież jest jedyną osobą, przesądzającą o mianowaniu biskupów (podobnie jak infułatów czy prałatów) i obsadzie nimi wszystkich diecezji. Można się oczywiście zastanawiać nad tym, kto mu doradza i w czyj głos najbardziej się wsłuchuje, co nie zmienia jednak w niczym podstawowego faktu: wyłączności jego decyzji, a więc także ponoszenia za nie pełnej odpowiedzialności. Jeśli któraś z nich okazuje się z takich lub innych względów błędem, Watykan umie szybko i skutecznie wyciągać - choć niekoniecznie na oczach wiernych, a zwłaszcza żądnych sensacji mediów - konsekwencje wobec tych, którzy zawiedli zaufanie Ojca Świętego.
Jeżeli dojdzie kiedyś do zasadniczych zmian w procedurach zarządzania Kościołem i biskupi będą wybierani przez cały lud Boży (jak w zamierzchłych czasach bywało i co postulują dzisiaj niektórzy kapłani oraz teologowie), pożądane będą dyskusje i spory w kwestiach personalnych. Czy nie poskutkuje to jednak przeniknięciem do kościelnych struktur nie zawsze dla nich korzystnych zwyczajów demokratycznych, zgodnie z którymi kandydaci muszą wdzięczyć się do wyborców i obiecywać im przysłowiowe gruszki na wierzbie, odsuwając w cień mało widowiskowe fundamenty wiary?
Na razie jest tak, jak dość zdecydowanie przypomniało w swym oświadczeniu Prezydium KEP. I czy się to komuś podoba, czy nie (pomijam tu problem ewentualnych pozachrześcijańskich intencji wypowiadających się w sprawie prawdopodobnej nominacji abp Głodzia osób), należy po prostu zaufać Papieżowi i jego watykańskim oraz polskim doradcom.
Jerzy Bukowski
Ci dwaj hierarchowie jednego Kościoła różnią się od siebie niemal wszystkim: osobowością, temperamentem, sposobem zarządzania powierzoną sobie owczarnią (abp Głódź to były biskup polowy Wojska Polskiego), poglądami na działalność ojca Tadeusza Rydzyka, politycznymi sympatiami. Nic więc dziwnego, że perspektywa tak radykalnej zmiany wywołuje ogromne zainteresowanie, szczególnie że dziennikarze prowokują znaczące osoby publiczne (z Lechem Wałęsą na czele) do częstego zabierania głosu na ten temat. Społeczna debata laikatu nad spodziewaną decyzją Benedykta XVI nabrała takiego tempa, że Prezydium Konferencji Episkopatu Polski poczuło się w obowiązku wydać podpisane przez jej przewodniczącego abp. Józefa Michalika, zastępcę przewodniczącego abp. Stanisława Gądeckiego i sekretarza generalnego bp. Stanisława Budzika oświadczenie, w którym czytamy:
"Od pewnego czasu odnotowuje się w środkach społecznego przekazu niepokojące sygnały, sugestie, czy nawet żądania, podważające kompetencje Stolicy Apostolskiej w dziedzinie obsadzania stolic biskupich. Tego typu działania stanowią niedopuszczalną metodę wywierania nacisku na wewnętrzne sprawy Kościoła oraz są próbą ograniczania jego autonomii. Przypominamy, że Stolica Apostolska reprezentowana przez Nuncjusza Apostolskiego w Polsce i w porozumieniu z Konferencją Episkopatu Polski stosuje autonomiczną procedurę kanoniczną obsady stolic biskupich."
Hierarchowie przywołują niechlubne czasy komunizmu, kiedy to władze państwowe usiłowały ingerować w autonomię Kościoła i wyrażają ubolewanie, "że w naszym kraju pojawiają się obecnie próby podważania usankcjonowanej od lat praktyki wyboru biskupów diecezjalnych przez naciski, także za pomocą środków społecznego przekazu, włączając w to również media publiczne". Uznają je za wywoływanie podziałów i antagonizmów i zaprzeczenie wychowawczej roli mediów, "które zamiast budowania ducha jedności i tworzenia płaszczyzn porozumienia, zamieniają się w narzędzia służące szerzeniu nieufności i podejrzliwości".
Autorzy oświadczenia uprzedzają, że "skutkiem takiej działalności będzie nieuchronne pogłębienie podziałów i uprzedzeń w społeczeństwie". Wzywają więc "w imię współnego dobra Ojczyzny" do zaniechania takich praktyk i proszą "o przyjmowanie decyzji Ojca Świętego w duchu wiary i zrozumienia, tak jak czyniliśmy to w latach pontyfikatu Sługi Bożego Jana Pawła II".
Zaraz po upublicznieniu tego oświadczenia podniosły się głosy zdziwienia, że hierarchia kościelna nie chce brać pod uwagę opinii świeckich, którym na sercach leży przecież wyłącznie los ich lokalnej wspólnoty i dlatego tak bardzo interesują się, kto zostanie jej pasterzem. A ponieważ w Polsce personalia zawsze odgrywały kluczową rolę, każda próba ograniczania wpływu laikatu na decyzje władz w tej materii budzi emocje.
Przywołuje się w tym kontekście sprawę abp. Stanisława Wielgusa, którego ubiegłoroczny ingres odwołany został właśnie na skutek interwencji w Watykanie osób świeckich, prawdopododbnie nawet przedstawicieli najwyższych władz państwowych. Zupełnie inna była jednak materia tamtego protestu, gdyż chodziło nie o cechy osobowościowe kandydata na metropolitę warszawskiego, lecz o jego przeszłość jako tajnego współpracownika komunistycznych służb specjalnych. Nikt nie krytykował go za poglady, dominowała przemożna chęć uniknięcia kompromitacji Kościoła w Polsce. Ostateczna decyzja zapadła jednak za Spiżową Bramą i jestem pewien, że najważniejszymi jej konsultantami byli dla Benedykta XVI polscy hierarchowie.
Problem jest niewątpliwie poważny, ale dopóki w Kościele rzymsko-katolickim obowiązują zasad przywołane przez Prezydium KEP, papież jest jedyną osobą, przesądzającą o mianowaniu biskupów (podobnie jak infułatów czy prałatów) i obsadzie nimi wszystkich diecezji. Można się oczywiście zastanawiać nad tym, kto mu doradza i w czyj głos najbardziej się wsłuchuje, co nie zmienia jednak w niczym podstawowego faktu: wyłączności jego decyzji, a więc także ponoszenia za nie pełnej odpowiedzialności. Jeśli któraś z nich okazuje się z takich lub innych względów błędem, Watykan umie szybko i skutecznie wyciągać - choć niekoniecznie na oczach wiernych, a zwłaszcza żądnych sensacji mediów - konsekwencje wobec tych, którzy zawiedli zaufanie Ojca Świętego.
Jeżeli dojdzie kiedyś do zasadniczych zmian w procedurach zarządzania Kościołem i biskupi będą wybierani przez cały lud Boży (jak w zamierzchłych czasach bywało i co postulują dzisiaj niektórzy kapłani oraz teologowie), pożądane będą dyskusje i spory w kwestiach personalnych. Czy nie poskutkuje to jednak przeniknięciem do kościelnych struktur nie zawsze dla nich korzystnych zwyczajów demokratycznych, zgodnie z którymi kandydaci muszą wdzięczyć się do wyborców i obiecywać im przysłowiowe gruszki na wierzbie, odsuwając w cień mało widowiskowe fundamenty wiary?
Na razie jest tak, jak dość zdecydowanie przypomniało w swym oświadczeniu Prezydium KEP. I czy się to komuś podoba, czy nie (pomijam tu problem ewentualnych pozachrześcijańskich intencji wypowiadających się w sprawie prawdopodobnej nominacji abp Głodzia osób), należy po prostu zaufać Papieżowi i jego watykańskim oraz polskim doradcom.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE
Ostatnio Dodane
Ogrzewanie w Nowym Jorku. Polski kontraktor PDP Contracting instaluje i naprawia systemy grzewcze w NY
Rozliczanie podatków na Greenpoincie. Eva Dudus w Business Consulting Corp. w Nowym Jorku
Dentysta na Bay Ridge. Protetyka i leczenie stomatologiczne dzieci i dorosłych. Polski lekarz Aneta Kozyra-Mejia
W polskim sklepie Ranczo Polish Deli na Ozon Park: EBT, zakupy, wysyłka paczek do Polski
Odszkodowanie za wypadek pracownika na budowie w Nowym Jorku. Bezpłatna konsultacja po polsku u adwokat Nicole Brenecki
Nabór wniosków na dofinansowanie przedsięwzięć polonijnych organizowanych przez Polonię w roku 2025
Ks. Kryża: 1000 dni tragedii ludzi na Ukrainie
zobacz wszystkie