KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 21 listopada, 2024   I   07:01:12 PM EST   I   Janusza, Marii, Reginy
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Bezsensowny las rzeźb

13 kwietnia, 2008

Jeszcze nie ucichła w Krakowie dyskusja w sprawie projektu (oprotestowanego tak przez Kurię Metropolitalną, jak i przez prezydenta miasta) wzniesienia gigantycznego, wysokiego na ponad 40 metrów kopca Jana Pawła II, a już zrodził się kolejny, jeszcze bardziej absurdalny pomysł z tego samego gatunku.

Jak poinformował "Dziennik Polski", nieznany bliżej nikomu architekt Stanisław Drabczyński postanowił – z pomocą rzeźbiarza Mariana Gołogórskiego - uczcić pamięć ofiar sowieckiej zbrodni na polskich oficerach z 1940 roku, odlewając 21 857 żeliwnych figur. Każda z nich z nich ma mieć  2,5 metra wysokości, wyrwę po kuli w głowie i będzie symbolizować jedną z zamordowanych przez NKWD osób. Z biegiem czasu pokrywałaby je rdza, dająca efekt podobny do krwawienia. Ten gigantyczny pomnik zajmie pięć hektarów, chociaż nie wiadomo jeszcze gdzie miałby stanąć.    

Drabczyński najwyraźniej pozazdrościł sławy Chińczykom, ponieważ nie ukrywa, że wzorem jest dla niego słynna terakotowa armia, wykonana z wypalonej gliny i strzegąca grobowca cesarza Qin Shi Huang Di. Powołał już honorowy komitet budowy pomnika (pod patronatem Krakowskiego Oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich) i bynajmniej nie przeszkadza mu protest Rodziny Katyńskiej, czyli stowarzyszenia, mającego największe moralne prawo do decydowania o formach oddawania hołdu ofiarom sowieckiej zbrodni. Twierdzi też, że znalazł biznesmena, który gotów jest przekazać na ten cel działkę odpowiednich rozmiarów nieopodal Krakowa.    

Pomijając już ogromny koszt takiego przedsięwzięcia, warto byłoby wytłumaczyć  Drabczyńskiemu, że jego pomysł nie przysłuży się kultywowaniu pamięci polskich oficerów, ponieważ taka gigantomania może wywołać jedynie uśmiech politowania, jeżeli nie ostre kpiny. Wartości ideowe oraz artystyczne nie są przecież wprost proporcjonalne do rozmiaru dzieła, liczy się bowiem umiejętność symbolicznego ujęcia tematu. Wystarczy przywołać w tym kontekście wstrząsający swą tragiczną wymową piękny warszawski pomnik Poległym i Pomordowanym na Wschodzie".    

Najbardziej zastanawia mnie jednak to, że pomysłodawca uczczenia ofiar sowieckiej zbrodni nie rozpoczął od rozmów intencyjnych z Rodzinami Katyńskimi i z działającym od wielu lat w Krakowie Komitetem Katyńskim, którego współzałożycielem oraz prezesem jest wybitny artysta plastyk Adam Macedoński, ale z dumą ogłasza w mediach swe plany, nie dopuszczając do siebie myśli, że mogą go one skompromitować.
   
Dziwię się natomiast że wstępne zainteresowanie projektem Drabczyńskiego wykazali dwaj poważni ludzie: sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP, profesor filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego Ryszard Legutko (były wicemarszałek Senatu z ramienia Prawa i Sprawiedliwości) oraz główny architekt miasta Krakowa, profesor Andrzej Wyżykowski. Ich poparcie jest wprawdzie bardzo ostrożne i warunkowane pozyskaniem przez pomysłodawców środków finansowych, ale zdumiony jestem, że nie wylali kubła zimnej wody na głowę Drabczyńskiego.
   
Macedoński powiedział „Dziennikowi Polskiemu”, że „za pieniądze, jakie pochłonęłyby pomniki, można by zapewne nakręcić kilka filmów fabularnych i wybudować centrum informacyjne, lepiej spełniające tę funkcję, na wzór Muzeum Powstania Warszawskiego”. Jedynym pozytywnym aspektem upublicznienia nierealnego projektu Drabczyńskiego jest - według prezesa Instytutu Katyńskiego - wywołanie dyskusji nad sposobami utrwalania w nas pamięci o sowieckich zbrodniach.
   
Złośliwi twierdzą zaś, że gdyby ten zamysł artystyczny doczekał się jednak urzeczywistnienia, to najbardziej zadowoleni byliby zbieracze złomu. Każda z rzeźb ma bowiem ważyć około 400 kilogramów, co pomnożone przez ich liczbę i cenę, jaką płacą za żeliwo punkty skupu daje astronomiczną kwotę. Upilnowanie takiego lasu figur jest zaś praktycznie niewykonalne.     Drabczyński zachowuje się podobnie jak inicjatorzy sypania kopca Janowi Pawłowi II: pomija, by nie powiedzieć wprost, iż lekceważy zdanie tych, na których opinii powinno mu szczególnie zależeć. To najlepszy dowód, że myśli on bardziej o własnej artystycznej sławie, niż o wzniosłej idei, pod którą usiłuje się podpiąć swym niewątpliwie atrakcyjnym, a nawet bulwersującym projektem.     Ciekawe, kto przebije te dwa pomysły, proponując coś jeszcze większego i zarazem bardziej absurdalnego

Jerzy Bukowski