Czy może być lepsza okazja do wykazania się przez Unię Europejską opartą na najwyższych wartościach moralnych solidarnością całego naszego kontynentu, aniżeli wypracowanie wspólnego stanowiska w sprawie łamania przez rząd Chińskiej Republiki Ludowej praw człowieka w Tybecie w kontekście tegorocznych igrzysk olimpijskich w Pekinie?
Jeżeli chcemy chlubić się przynależnością do europejskiej wspólnoty, to mamy prawo domagać się od niej godnych zachowań (szczególnie w trudnych sytuacjach), których zasady zapisane są w dokumentach, na których została ona zbudowana. Jeżeli w tak ważnej i jednoznacznej sprawie, jak ta, UE nie będzie w stanie ustalić swojego postępowania, to po co nam w ogóle udział w niej?
Na razie obserwujemy różne reakcje prezydentów i premierów państw członkowskich: jedni deklarują przyjazd na ceremonię otwarcia igrzysk, drudzy odwołują go, jeszcze inni zastanawiają się natomiast, co zrobić, wyraźnie czekając na jakąś decyzję władz Unii. Panuje atmosfera niepokoju i zniecierpliwienia, ponieważ wiadomo, że solidarny głos całej wspólnoty miałby znacznie większe znaczenie, niż zapowiedzi, płynące z poszczególnych stolic.
Nie wiem, jaka powinna być ta decyzja, ale jestem pewien, że żałosną kompromitacją UE byłby jej brak. Jeżeli wszyscy przyznajemy się w Europie do tych samych fundamentów moralnych, chętnie przywołując grecką arete i łacińską virtus (czyli po polsku cnotę lub dzielność etyczną) jako źródło moralnego prawodawstwa cywilizacji śródziemnomorskiej, której spadkobiercami pragniemy być, to nie wyobrażam sobie, aby z Brukseli nie popłynął wkrótce w stronę Pekinu jasny i wyraźny sygnał, co stary kontynent sądzi o jego zachowaniu wobec Tybetańczyków.
Czasu jest coraz mniej, ale nadzieja zawsze umiera ostatnia.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE