Polską opinię publiczną wstrząsają co pewien czas bulwersujące informacje, że ktoś umarł lub stał się kaleką na resztę życia z powodu nieudzielenia mu pomocy przez lekarzy, chociaż rodzina sama przywiozła go pod bramę szpitala. Tam nie chciano się nim jednak zająć, ponieważ przepisy zabraniają personelowi medycznemu opuszczania miejsca pracy i trzeba było wzywać karetkę pogotowia, co znacznie wydłużało czas oczekiwania na ratunek. Zdarza się też, że potencjalny pacjent nie ma skierowania od lekarza pierwszego kontaktu lub innych dokumentów i – w myśl biurokratycznych reguł – nie wolno go opatrzyć do czasu ich uzupełnienia.
Takie przypadki powtarzają się ostatnio z niebezpieczną częstotliwością. Omawiają je i biją na alarm trafiające na ich ślad media, powiadamiane zazwyczaj przez zrozpaczonych członków rodziny osoby zmarłej lub narażonej na kalectwo w wyniku odmowy zbadania jej przez lekarza, który biurokratyczną procedurę uznał za ważniejszą od swojego zawodowego sumienia. Do akcji wkracza wówczas prokurator, każda taka sprawa jest też dokładnie analizowana przez komisje, skrupulatnie badające odpowiedzialność personelu medycznego za jego ewentualne błędy i zaniedbania. Bywa, że lekarze lub pielęgniarki, którym udowodni się winę zostają surowo ukarani: sądowym wyrokiem bądź pozbawieniem prawa do wykonywania zawodu.
Niewiele to jednak pomaga. Czyżby rozpowszechniające się w Polsce społeczna znieczulica i powszechne zobojętnienie na los bliźnich ogarniały również ludzi, składających na zakończenie swych studiów pięknie brzmiącą przysięgę, nakładającą na nich obowiązek niesienia pomocy każdemu potrzebującemu jej, bez względu na najbardziej nawet niekorzystne okoliczności zewnętrzne?
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE