Z badań opinii publicznej przeprowadzonych podczas prawyborów na Florydzie wynika, że 56 procent mieszkającej w tym stanie społeczności żydowskiej poparło Hillary Clinton, 26 procent głosowało na Baracka Obamę, a Johna Edwardsa (który zrezygnował już z walki o Biały Dom) poparło tylko 13 procent głosujących Żydów. To 56-procentowe poparcie dla Hillary jest większe niż poparcie, które kandydatka otrzymała od białych wyborców. Ten fakt godny odnotowania jest niebezpieczny dla Polski. Każdy wybrany prezydent pod każdą szerokością geograficzną zaraz po wyborze stara się zrewanżować tym wszystkim, których głosy otrzymał. Prezydent Hillary Clinton będzie się zatem rewanżowała swym żydowskim wyborcom.
Dlatego rząd polski już dzisiaj powinien przygotować odpowiednie scenariusze na wypadek wyboru pani Clinton na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Oby nie było tak, że po pierwszym listopadowym wtorku staniemy kompletnie nieprzygotowani przed realnym problemem “odszkodowań”. Najlepszym rozwiązaniem byłoby szybkie budowanie tarczy antyrakietowej. Bez żadnych warunków wstępnych. Tymczasem rząd Tuska wydaje się w tej arcyważnej sprawie grać na zwłokę. A po objęciu władzy w Waszyngtonie przez partię demokratyczną jest pewne, że tarcza antyrakietowa, tarcza naszego bezpieczeństwa w Europie i silnego sojuszu wojskowego z USA spadnie z kalendarza militarnych inwestycji zagranicznych Pentagonu.
Z nowojorskiej perspektywy wydaje się, że władze w Warszawie albo nie dostrzegają problemu, albo nie interesują ich losy Polski. Nie interesują ich roszczenia żydowskiego lobby i jest to niebywała krótkowzroczność. Media póki co zajęte są triumfalną pielgrzymką po Polsce Jana Grossa, a jeśli już mowa o polskich mediach to są wśród nich i takie, które zapewne chętnie by się podpisały pod roszczeniami Światowego Kongresu Żydów.
Rząd Donalda Tuska wydaje się być całkowicie pochłonięty konsumpcją niedawno zdobytej władzy. Dobrego samopoczucia nie psują strajki nauczycieli, służby zdrowia, górników i transportowców. Co tam strajki, skoro minister Pitera ma przygotować raport, powalający szefa CBA. Premier po zapozaniu się z raportem uznaje jednak, że nie daje on mu odpowiedniej amunicji do pozbycia się niechcianego Mariusza Kamińskiego. W końcu kompromitujący Piterę, a pośrednio także premiera raport zostaje utajniony, a Kamiński wbrew planom rządzącej koalicji zostaje na swoim miejscu. Zapewne do czasu, ale to i tak duży sukces PiS-u skoro żadnych haków na niego nie znaleziono.
Rząd pochłonięty jest nieustannym polowaniem na byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. To polowanie zaczęło się na kilka miesięcy przed wyborami. Dokładnie wtedy, gdy opublikowano badania opinii publicznej, z których wynikało, że Ziobro jest osobą najbardziej obdarzoną zaufaniem społecznym i zdecydowanie wygrywa wszelkie sondaże na najbardziej lubianego i szanowanego polityka w Polsce. Wtedy zaczęło się polowanie. No bo jak to jest możliwe, że najbardziej popularnym politykiem polskim nie jest nieustannie nietrzeêwa twarz lewicy - twarz Aleksandra Kwaśniewskiego. Jak to możliwe, że z Ziobrą przegrywa uśmiechnięta czaszka Tuska, że przegrywa Borowski, Geremek, Bartoszewski i cały szereg różnych “osobistości i autorytetów moralnych”. Marksiści zawsze twierdzili, że skoro teoria nie potwierdza rzeczywistości, to tym gorzej dla tej drugiej. Trzeba zmienić rzeczywistość, a nie teorię. Skoro pogrobowcy marksizmu-leninizmu skupieni w różowych elitach uznali, że w sondażach popularności i politycznej przyzwoitości ma prowadzić duet Kwaśniewski/Tusk, to należy zmienić rzeczywistość i dostosować ją do jedynie słusznej teorii. Należy przy użyciu wszelkich dostępnych metod tak skopać i zdołować Ziobrę, aby już nigdy mu się nie chciało przewodniczyć w politycznych rankingach.
Pamiętacie Falandysza? To był taki minister, który wszelkie brednie wypowiadane przez Lecha Wałęsę tłumaczył na język prawa, ustaw i paragrafów. Niezrozumiałe wypowiedzi byłego prezydenta były usprawiedliwiane teoriami prawnymi Falandysza. Narodził się nawet termin opisujący to co wyprawia Falandysz nieustannie tłumaczący nam, że to Wałęsa znowu coś mądrego powiedział, a społeczeństwo po prostu nie zrozumiało. “Falandyzacja prawa” - tak się wówczas mówiło.
No i minęło kilkanaście lat i historia się powtarza. Mamy “ćwiąkalizację prawa”. Minister sprawiedliwości Ćwiąkalski wyrzuca do kosza projekty ustaw przygotowane przez swego poprzednika. Projekty, które miały rozbić korupcyjny układ sędziowsko-prokuratorski, który swymi korzeniami i przepisami sięga rzeczywistości PRL-u. Wyrzuca do kosza gotowy do przegłosowania w Sejmie projekt odebrania byłym funkcjonariuszom SB i innym “utrwalaczom władzy ludowej” bandycko wysokich emerytur i przekazania ich ofiarom “władzy ludowej” żyjącym w nędzy. Minister wpuszcza do kraju znanych sobie ludzi, którzy do niedawna byli ścigani listami gończymi, przywraca do pracy zasłużonych za PRL-u towarzyszy prokuratorów i sędziów. Osobiście zajmuje się frapującym problemem zagłuszania telefonów komórkowych w kancelarii premiera Kaczyńskiego, w czasie gdy była ona nielegalnie okupowana przez kilka podkręcanych i manipulowanych przez całą opozycję, pielęgniarek. No i organizuje specjalną konferencję prasową aby dziennikarzom pokazać “przestępczą działalność” swego poprzednika, który popsuł komputer. Z czego ostatecznie nic nie wynika. Tak wygląda ”ćwiąkalizacja prawa”. Wierny naśladowca Falandysza, zdecydowanie przerósł swego mistrza.
Tym zajmuje się rząd, który obiecywał cuda i przyzwoite zarobki. No i nabrali się ludziska. Nabrali się przede wszystkim ci co na PO głosowali. Bo ci co głosowali inaczej, przynajmniej nie mieli żadnych złudzeń. Miało być lepiej a jak jest... każdy widzi. Cudów nie ma.
Mimo to można być pewnym, że ta koalicja sama z siebie się nie rozleci. Chyba, że na ulice wyjdą zdeterminowani szalikowcy zniesmaczeni odebraniem nam prawa do organizacji EURO 2012. Plattini już pogroził nam palcem. PSL słynące z tego, że zawsze jak okręt tonie to szybko pierwsi się ewakuują. (Wystarczy wspomnieć koalicję z SLD i w krytycznym czasie wyjście raczkiem z rządu i porzucenie na pożarcie Leszka Millera i jego partyjnych towarzyszy.) Tym razem PSL nie może się wycofać, bo miejsce Pawlaka i spółki zajmą chętnie postkomuniści i różowi połączeni dzisiaj w jedną partię. I koalicja dalej będzie miała większość.
To czego najprawdopodobniej będziemy świadkami w nadchodzących miesiącach i latach to kurczenie się partii Tuska. Jest tam trochę przyzwoitych ludzi i wiem, że oczy im się robią coraz bardziej okrągłe ze zdumienia… Pytanie na dzisiaj brzmi: - czy przejdą do PiS, czy też raczej utworzą własną partię? Stawiam na ten drugi wariant. Tym bardziej, że istnieje spora grupka polityków centrowych, póki co nigdzie niezagospodarowanych. Ale pożyjemy, zobaczymy.
A wracając do scenariuszy związanych z wyborem prezydenta USA. To pierwszym krokiem w kierunku neutralizacji roszczeń Światowego Kongresu Żydów powinno być jak najszybsze zbudowanie tarczy rakietowej i zachęcenie Amerykanów, aby na stałe utworzyli w Polsce jedną ze swych baz rozrzuconych dzisiaj po całym świecie. Stwarzanie sytuacji, których nie da się odwrócić mogłoby być najlepszym gwarantem naszego finansowego bezpieczeństwa. Nam w końcu nie chodzi o wiele. Chodzi tylko o to, by przyszły kandydat na prezydenta oświadczył, że USA nie będą stroną w sporze między Światowym Kongresem Żydów, a Polską.
Wojciech T. Mleczko
KATALOG FIRM W INTERNECIE