KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 28 listopada, 2024   I   07:54:02 PM EST   I   Jakuba, Stefana, Romy
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Wojna Polsko-Polska

Jan Czekajewski     02 lutego, 2016

Kiedy w roku 1990 przyleciałem do Polski, w Hotelu Sheraton, w Warszawie pełno było zagranicznych konsultantów. Niektórzy z nich nie zdając sobie sprawy, że jestem Polakiem wymieniali opinie i poglądy nie bardzo schlebiające Polsce i Polakom. Z tych obserwacji ukułem powiedzenie, które powtarzałem przez następne 25 lat.

Polski rząd komunistyczny przez 45 lat lizał buty satrapom moskiewskim. Czytając wspomnienia Gomółki i Gierka, właściwie nie miał innego wyjścia. Kolejni moskiewscy satrapii lubili uniżoność polskich wasali. Im takie zachowanie schlebiało. Polscy wasale w ten sposób mogli wytargować dla Polski, zwanej wtedy PRL-em, pewnego rodzaju niezależność.

W roku 1989 Polska odzyskała niepodległość na skutek rozpadu sowieckiego systemu gospodarczego opartego na absurdalnej ideologii zwanej Marksizmem-Leninizmem. Ten moment był decydujący dla nowej demokratycznej władzy w Polsce. Niestety nowe kolejne rządy i prezydenci, zamiast podnieś się z kolan i wynegocjować konieczne reformy, odwrócili się tylko o 180 stopni i - za przeproszeniem maluczkich - zaczęli lizać tyłki „zachodnim” mocodawcom i konsultantom. Niestety ich wyrobienie polityczne, jakie wynieśli z epoki PRL-owskiej, zupełnie nie pasowało do nowej sytuacji, szczególnie do najsilniejszego sojusznika, za jakiego uważali Stany Zjednoczone. Otóż żyjąc w USA 47 lat odniosłem wrażenie, co może potwierdzić moja amerykańska żona, że Amerykanie nie lubią lizusów. Wręcz lizusami pogardzają. Mentalność Amerykanów została wykształtowana, nie przez serwilistyczne stosunki poddanych, pańszczyźnianych chłopów do możnych bojarów, ale przez stosunki między niezależnymi handlowcami. W stosunkach handlowych partner, który umiejętnie pertraktuje dbając o swoje interesy jest człowiekiem cenionym, a niepogardzanym. Taki człowiek w przyszłości może stać się wspólnikiem do innych korzystnych przedsięwzięć.

Kiedy „socjalizm” chylił się ku upadkowi, robotnicy zaczęli organizować strajki. Zwykle powodem do nich były podwyżki cen mięsa. Patrząc na te zjawiska z oddali, dziwiłem sie głupocie partyjnych bonzów zwanych sekretarzami, że podwyżki cen robili skokowo. A może ich działanie było przemyślane i było sabotażem jednej grupy partyjnej przeciw drugiej. Gdyby te podwyżki rozciągnięto w czasie, konsumenci by tego nie zauważyli. W czasie jednego z pobytów w Polsce, jeszcze przed upadkiem PRL-u, na jednym towarzyskim spotkaniu obficie zakrapianym gruzińskim koniakiem, dopadła mnie pewna pani, pracownica jednego z ministerstw, narzekając na brak szynki, której jej 16 letni syn potrzebuje dla jego młodzieńczego rozwoju. Pani ta nie znalazła u mnie sympatii, jako że od jakiegoś czasu szynka mi obrzydła i wolałem pierogi z serem, których w PRL-owskich barach mlecznych było pod dostatkiem. Kiedy Solidarność, ku swemu własnemu zdumieniu zwyciężyła, brak jej było planu gospodarczego, nie tylko wśród przywódców ludowych w randze Wałęsy, ale także wśród opozycyjnych „intelektualistów” zgrupowanych wokół KOR (Komitetu Obrony Robotników).

Kiedy na horyzoncie pojawił się specjalista od ekonomii, konsultant - Jeffrey Sachs - obłapano go jak zbawiciela. Jeffry był ideologiem przemian, a Balcerowicz ich wykonawcą. W konsekwencji brać robotnicza, czyli ci którzy obalili komunizm poczuli się oszukani. Fabryki sprzedano zagranicznym firmom, a ci je pozamykali, dając ko uciesze gawiedzi jednorazowe odprawy (na przykładzie fabryki komputerów Odra , ELWRO we Wrocławiu). Nadwyżkę siły roboczej, ukrywanej przez PRL- owskich „sekretarzy”, wysłano za granice, głównie do Anglii, która się na to zgodziła. Czy można był zrobić inaczej, nie wiem, jako że ekonomistą na wielką skalę nigdy nie byłem i wszystkich elementów PRL-owskiej gospodarki nie znam. Może dzisiaj jest czas, aby napisać obiektywną książkę o tamtych czasach? Sugeruję tytuł: „Transformacja ustrojowa w Polsce. Czy można było zrobić ją lepiej?”

Dzisiaj do głosu doszedł PiS, partia z którą się nigdy nie identyfikowałem. Nawiasem mówiąc do żadnej partii nie należałem włączając w to Stany Zjednoczone, których jestem obywatelem od 40 lat. Ciekawe, że PiS wygrał demokratyczne wybory z dużą przewagą i próbuje zrobić poprawki w systemie ekonomicznym, które obiecał wyborcom. Opozycja, czyli Platforma Obywatelska, wpadła w panikę i próbuje obalić rząd PiS-u poprzez zorganizowane demonstracje we wszystkich większych miastach pod egidą KOD (Komitetu Obrony Demokracji), której nazwa jakoś mi przypomina, z wyjątkiem jednej litery,  KOR czyli Komitet Obrony Robotników. Co mnie śmieszy, to fakt nadużywania nazwy „demokracja” przez kogoś, kto przegrał demokratyczne, większościowe, wybory i który chciałby je obalić poprzez interwencję zachodniego, bardziej demokratycznego sąsiada.

Jednocześnie zaobserwowałem, że w ciągu ostatnich dwu tygodni nastąpił zorganizowany atak demokratycznych mediów na PiS-owski rząd. Nawet w jedynej gazecie jaką prenumeruję, wydawanej w UK , „Financial Times” pojawiały się krytyczne Polsce artykuły. Jeden z nich, z dnia 21 stycznia, 2016 o tytule: "Europejska Nowa Prawica, Brzmi Podobnie do Starej Lewicy” był podpisany przez  Anne Applebaum, zamieszkałą we Warszawie, żonę Radka Sikorskiego, byłego ministra obrony, spraw zagranicznych i marszałka polskiego sejmu. Pani Ania jest na dzisiaj dyrektorką Forum w „Legatum Institute”. W artykule Pani Anna nic nie wspomina, że mieszka w Warszawie i ma za męża polskiego polityka.

Zacząłem się zastanawiać, jaki interes ma Financial Times w składzie polskiego Trybunału Konstytucyjnego, czy obsadzie personalnej polskiej (rządowej) telewizji? O istnieniu Trybunału Konstytucyjnego nie wiedziałem, a także, że jego skład jest różny w innych krajach, łącznie z USA. W niektórych krajach taki twór w ogóle nie istnieje. Kiedy jednak dowiedziałem się, że nowy rząd polski ma zamiar nałożyć podatek na zachodnie banki działające w Polsce, stało się dla mnie jasne, „że jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze!”.

Komitet Obrony Demokracji ma jednak swych rzetelnych polskich popleczników, nie tylko wśród zagranicznych bankierów. Być może, że i ja bym do nich należał, gdybym mieszkał w Polsce. Przynależność do Unii Europejskiej dała możliwość podróży i pracy Polakom w różnych krajach europejskich. Ja prawdopodobnie nie musiałbym „uciekać” z Polski w latach 60-tych, gdyby taka możliwość w PRL istniała. Wykształceni i zdolni Polacy mają dzisiaj możliwość pracy w firmach „zachodnich” w Polsce i na świecie, a polscy akademicy dostają granty z funduszy europejskich. Nawet religijni wieśniacy z Polski Wschodniej, którzy głosowali na PiS, mogą dzisiaj bez trudności jeździć na sezonowe roboty do Anglii lub Niemiec.

Ci ludzie popierają KOD i wcale się im nie dziwię. Nagonka jednak na Polskę, nie jest spowodowana sympatią dla Polaków i polskiej demokracji,  ale z powodu potencjalnego zagrożenia dla bieżących i przyszłych dochodów przez zachodnie, głównie niemieckie banki, które kontrolują media w Polsce i administrację EU w Brukseli. Jak na razie groźby dla Polski są zawoalowane w postaci krytyki o brak „wartości demokratycznych”, ale jak Miecz Damoklesa wisi nad Polską wykluczenie z bezwizowego podróżowania po krajach EU. Na korzyść Polski, miecz ten ma dwa ostrza. Wykluczenie Polski z Paktu Schengen spowoduje także duże straty dla istniejących niemieckich i innych  inwestycji w Polsce. W sumie będzie to porażka dla niemieckich ambicji pokojowego, a raczej finansowego Parcia Na Wschód. Wedle mnie niemieckie banki i wielkie firmy monopolizujące handel detaliczny zaabsorbują wyższe podatki i nie wycofają się z polskiego rynku.

Zauważmy, że unijne instrukcje dla Polski, są wypowiadane w języku niemieckim przez niemieckich polityków. Znaczy to dobitnie, że EU jest sterowana z Berlina. W ramach przynależności do EU wymagana jest polska akceptacja innych „demokratycznych” wartości, takich jak tolerancja dla innych religii włączając w to Islam, tolerancja dla małżeństw jednopłciowych i stosunków rasowych, itp. Aczkolwiek nie jest to otwarcie powiedziane, aktywiści unijni w Polsce pracują nad osłabieniem rodziny i katolickiej religii, za którą opowiada się ponad 90% Polaków. Cokolwiek byśmy mówili o wadach Kościoła Katolickiego to w Polsce stanowił on przez kilkuset lat bufor przeciwko islamizacji Europy, a później przeciwko rusyfikacji i germanizacji Polaków w czasie zaborów.

W chwili obecnej największym zagrożeniem dla Europy jest islamizacja, która stara się wymusić średniowieczne prawo Koranu (Szariat) na większości współobywateli. Nawet Żydzi, którzy do niedawna popierali osłabianie wpływów kościoła katolickiego, teraz krzyczą „larum”, że ich bezpieczeństwo w demokratycznych krajach, takich jak Niemcy czy Francja, jest zagrożone przez antysemicko nastawionych islamskich emigrantów. Trzeba puknąć się w głowę, co miała na myśli Pani Merkel zapraszając szerokim gestem islamskich uchodźców z Bliskiego Wschodu? Dziwię się, że Niemcy ciągle Panią Merkel tolerują. Zobaczymy czym się to skończy dla Polski i Europy? Na razie problem uchodźców zdjął problem „faszystowskiej” Polski z celownika EU i przeniósł się na Danię i Szwecję, którym to krajom wyczerpała się wielkoduszność i zamierzają konfiskować uchodźców kosztowności w zamian za dach nad głową.

Jan Czekajewski