Rzecznik Praw Obywatelskich, doktor Janusz Kochanowski, ani na moment nie daje Polakom zapomnieć o sobie i o swoim urzędzie. Jeszcze nie przebrzmiał szum medialny w sprawie drogocennej filiżanki Rosenthala, jaką wręczył niegdyś lekarzowi w podzięce za opiekę nad ciężko chorą matką, usprawiedliwiając w ten sposób dawanie prezentów (ale nie, broń Boże, łapówek) przedstawicielom służby zdrowia, a już wywołał kolejną ożywioną dyskusję.
W przewrażliwionym ponad rozsądną miarę na punkcie politycznego słuszniactwa dzisiejszym świecie takie zachowanie wychowawcy jest oczywiście całkowicie niedopuszczalne i może sprowadzić na niego poważne problemy dyscyplinarne, a nawet prokuratorskie. Mimo że rozpieszczone i rozwydrzone dzieci potrafią być wymyślnie okrutne wobec nie lubianych przez siebie pedagogów (media wciąż informują o takich przypadkach), tym drugim nie wolno skarcić ich inaczej jak tylko poprzez ustną perswazję, wpisanie uwagi do dzienniczka, wezwanie rodziców do szkoły, zawnioskowanie do wychowawcy klasy o obniżenie oceny z zachowania, w ostateczności wyrzucenie ze szkoły.
Na odwiecznym polu bitwy między nauczycielami a uczniami, jakim jest szkoła, od pewnego czasu rysuje się zdecydowana przewaga hufców młodzieży, wynikająca z systematycznego pozbawiania jej przeciwników skutecznego oręża (by pozostać przy batalistycznej metaforze). Jeżeli uczniom wolno coraz więcej, a nauczycielom coraz mniej i w dodatku ci pierwsi mogą naskarżyć na drugich w przypadku przekroczenia – nawet w sytuacji tzw. wyższej konieczności – przesadnie liberalnych zasad, obowiązujących we współczesnej oświacie, łatwo jest przewidzieć wyniki takich starć.
Nie bronię bynajmniej kar cielesnych, chociaż kiedy ja chodziłem w latach 60. do szkoły podstawowej, nauczycielskie klapsy ręką w tę część ciała, w której plecy tracą swą szlachetną nazwę lub niezbyt mocne razy wymierzane drewnianym piórnikiem po wewnętrznej stronie dłoni nie budziły niczyjego protestu: ani karanych w ten sposób dzieci, ani ich rodziców, ani oświatowej zwierzchności. Traktowano je jako naturalny, choć wyjątkowy środek wychowawczy, praktykowany także przez rodziców. Doświadczeni pedagodzy stosowali te formy perswazji tylko w ostateczności, nigdy nie przekraczając miary i nie pastwiąc się nad swoimi podopiecznymi. Dzisiaj zapewne zarzucono by im sadystyczne, a w wypadku klapsa w pupę może nawet pedofilskie skłonności.
Cóż, czasy, zasady i obyczaje znacznie zmieniły się we wszystkich dziedzinach życia, a więc także w szkolnictwie. Tylko czy aby na pewno na lepsze?
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE