Rzadko się zdarza, aby biskup-ordynariusz jakiejś diecezji występował z tak ostrą, publiczną krytyką poważnego wydawnictwa, działającego na terenie jego diecezji, jak uczynił to kardynał Stanisław Dziwisz wobec Znaku, który wydrukował polski przekład książki Jana Tomasza Grossa pt. \"Strach. Antysemityzm w Polsce tuż po wojnie. Historia moralnej zapaści\".
W dalszej części listu do Woźniakowskiego arcybiskup krakowski zasugerował, że Znak powinien wykazywać się "większą uwagą w doborze lektur przedstawianych polskiemu czytelnikowi również z powodu etycznego dziedzictwa pozostawionego przez założycieli." Kard. Dziwisz przyznał, że lektura "Strachu" napełniła go wielkim bólem i choć rozumie, że do wydania tej książki skłoniły Znak "pewne względy", to nie może "przejść obojętnie nad tworzeniem jakichś napięć narodowościowych w naszej Ojczyźnie na tle wybiórczych danych historycznych."
Prezes Woźniakowski odpowiedział metropolicie krakowskiemu (także w podanym do wiadomości mediów liście), że zasadniczym powodem opublikowania przez Znak polskiego przekładu "Strachu" była chęć przyczynienia się do "krzewienia prawdy o historii, do przezwyciężenia tych pozostałości antysemityzmu, które wciąż pokutują w naszym społeczeństwie, a także wierność wobec chrześcijańskich, personalistycznych źródeł wartości, z których czerpali nasi ojcowie i którym w zmienionych warunkach my również staramy się pozostawać wierni".
Wyraził też nadzieję, że książka ta uświadomi "mocniej niż dotąd wielu Polakom, jak zgubną i niegodną postawą jest antysemityzm" i wywoła rzeczową debatę nad głoszonymi przez jej autora tezami. Szanując zdanie swojego metropolity przypomniał, że Znak wydał już wcześniej oraz wyda jeszcze wkrótce wiele innych publikacji, dotyczących stosunków polsko-żydowskich i przedstawiających je w zgoła inny sposób, a Gross "nie ma patentu na nieomylność".
Nie zamierzam tu dokonywać oceny poglądów na temat "Strachu", jakie wyłożyli w listach do siebie kard. Dziwisz i prezes Woźniakowski, ani tym bardziej starać się ustalić, kto ma rację. Każdy z nich kieruje się właściwymi dla pełnionej funkcji powodami, co należy po prostu przyjąć do wiadomości, bez względu na to, czy nam się podoba zastosowana przez niego argumentacja, czy też nie. Inne są bowiem rygorystyczne zasady postępowania katolickiego hierarchy, a inne szefa dużego wydawnictwa, który musi - wśród różnych, wpływających na jego decyzje czynników - uwzględniać również ekonomiczne prawa wolnego rynku.
Jak najdalszy jestem natomiast od pochwały cenzurowania przez kogokolwiek czyichkolwiek myśli, nawet jeżeli nie wytrzymują one bezlitosnej konfrontacji z faktami, których dotyczą. Jeśli ktoś chce - jak Gross - kompromitować się upublicznianiem fałszywych tez i kiepskim warsztatem naukowym, należy mu to umożliwić, a następnie udowodnić popełnione błędy, co właśnie się w Polsce dzieje, głównie za sprawą badań źródłowych historyków Instytutu Pamięci Narodowej oraz książki Marka Chodakiewicza "Po zagładzie. Stosunki polsko-żydowskie 1944-1947".
Nie mam więc nic przeciwko wydaniu "Strachu" po polsku, ale podzielam zdanie kard. Dziwisza, że nie powinno podejmować się tego zadania wydawnictwo jednoznacznie kojarzone z Kościołem. Jestem pewien, że znalazłoby się w naszym kraju mnóstwo oficyn, gotowych udostępnić polskim czytelnikom najnowsze dzieło Grossa. Czy naprawdę musiał zaangażować w to swój wypracowany przez dziesięciolecia autorytet akurat Znak?
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE