Czy komunistyczny aparatczyk, żołnierz Armii Czerwonej, współorganizator Polskiej Partii Robotniczej oraz Gwardii Ludowej, człowiek wierny do końca zbrodniczej ideologii sowieckiej, z werwą i przemocą wdrażający ją w życie wbrew zdecydowanej większości swoich rodaków może zostać patronem ulicy w polskim mieście w 2008 roku?
Lokalni politycy PiS oraz działacze „Solidarności” są oburzeni tym jawnym zamanifestowaniem przez deklarujących na co dzień chęć budowy nowoczesnej, odcinającej się od złych korzeni historycznych lewicy radnych Rozwoju Rzeszowa ich sentymentu do komunizmu.
Nie zamierzają jednak składać broni i już rozpoczęli zbieranie podpisów mieszkańców miasta pod wnioskiem o zmianę dopiero co podjętej przez radę uchwały. Nie wyobrażają sobie bowiem, aby człowiek, który całe życie służył obcej racji stanu i czynnie zwalczał niepodległościowe aspiracje narodu polskiego miał zostać w ten sposób uhonorowany kilkadziesiąt lat po obaleniu reżimu komunistycznego w naszym kraju.
Decyzja posiadających większość w Radzie Rzeszowa lewicowych polityków zyskuje symboliczny wymiar na tle podjętej w ubiegłym roku przez Instytut Pamięci Narodowej akcji informowania samorządów lokalnych, kim byli i jak niechlubnie zasłużyli się niektórzy patroni ulic, placów, mostów, instytucji życia publicznego w wielu miastach i miasteczkach. Jest to forma niezobowiązującej zachęty, aby zrobiły one zgodny z prawdą historyczną i polską racją stanu remanent w planach swoich miejscowości.
Zdominowanym przez miłośników PRL władzom szeregu gmin wcale nie przeszkadza jednak komunistyczna przeszłość wielu patronów, ani nawet ich naukowo potwierdzona działalność na szkodę niepodległości Rzeczypospolitej i tych jej obywateli, którzy z narażeniem życia podjęli walkę z narzucanym siłą – przez ludzi pokroju Kruczka – reżimem.
Akcja IPN nie przyniesie więc wymiernych rezultatów, dopóki w części polskich samorządów przewagę posiadają radni o komunistycznym rodowodzie. A ci zachowują się często właśnie tak, jak ich koledzy z Rozwoju Rzeszowa i nie ma co liczyć na to, że z dobrej woli uwzględnią oni sugestie Instytutu. Zachodzi tedy uzasadniona obawa, że służący sowieckim interesom patroni ulic, placów, itp. nie tylko nie zostaną z nich wkrótce usunięci, ale pojawią się jeszcze w kolejnych miejscowościach, gdzie rządzą ludzie lewicy.
W tej sytuacji jedynym praktycznym rozwiązaniem owego problemu byłoby uchwalenie przygotowanej w poprzedniej kadencji Sejmu (w tzw. pakiecie dezubekizacyjnym) przez posłów PiS ustawy o usunięciu symboli komunizmu z przestrzeni polskiego życia publicznego. Na razie nie zanosi się jednak na to, by rozdający obecnie karty w parlamencie politycy PO zechcieli odświeżyć ją i doprowadzić do szybkiego przegłosowania.
Ta opieszałość będzie niewątpliwie skutkować kolejnymi policzkami, wymierzanymi idei niepodległości Rzeczypospolitej przez ludzi mentalnie wciąż jeszcze tkwiących w epoce PRL.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE