Wciąż liczni jeszcze w Polsce samorządowi obrońcy sowieckich reliktów w naszym kraju najczęściej odwołują się do argumentów ekonomicznych (ich likwidacja będzie drogo kosztować), administracyjnych (trzeba zmieniać tabliczki z nazwami ulic, placów, itp.), historyczno-moralnych (przecież ci młodzi chłopcy, którzy nas wyzwolili, nie są odpowiedzialni za politykę Związku Sowieckiego, której często sami padali ofiarami) i demokratycznych (większość mieszkańców gminy nie jest zainteresowana usuwaniem pomników i zmianami patronów ulic).
Na tym tle oryginalnie wyróżnił się sołtys Gniechowic (gmina Kąty Wrocławskie), który ostatnio odnowił tamtejszy pomnik Armii Czerwonej. Kiedy „Nasz Dziennik” zapytał go, dlaczego tak uczynił, skoro część mieszkańców nie życzy sobie takiej pamiątki na terenie wsi, odpowiedział, że „wsią rządzi sołtys, a nie mieszkańcy”.
Krótko, węzłowato i dosadnie. Dawniej obowiązywała w niektórych krajach (w Polsce też, chociaż nieformalnie) zasada cuius regio, eius religio. Sołtys Gniechowic najwyraźniej postanowił się do niej odwołać. Skoro on nie widzi nic niewłaściwego w dalszym istnieniu pamiątki sowieckiego zniewolenia na zarządzanym przez siebie terenie, to wszyscy mieszkańcy powinni mieć takie samo zdanie. I po co przejmować się takimi drobiazgami jak polska racja stanu, czy zasady demokracji?
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE