- Home >
- WIADOMOŚCI >
- Polska
Pałac Schoenberga w Wąchocku - Resztki naszego jestestwa
23 grudnia, 2007
W Wąchocku, nad brzegiem dawnego zbiornika wodnego usytuowanego na rzece Kamiennej, znajdującego się na trasie czerwonego, „milenijnego” szlaku turystycznego wiodącego ze Skarżyska-Kamiennej do Kałkowa, wznosi się kompleks architektoniczny dawnego zespołu fabrycznego. Ten kompleks fabryczny obejmuje zakłady pracy produkcyjnej i dom zarządcy dawnych manufaktur zwany od dawien dawna pałacem Schoenberga.
Tuż przed zakończeniem II wojny światowej, Schoenbergowie byli zmuszeni opuścić Wąchock, a fabrykę i wymienione wcześniej obiekty przejęła polska gmina. Pałac przechodził różne koleje losu. Był przedszkolem, siedzibą Gromadzkiej Rady Narodowej, zapleczem komunalnej firmy budowlanej, a także był on zespołem mieszkań komunalnych dla najbiedniejszych obywateli. Był on w swojej historii intensywnie eksploatowany, lecz nigdy nie remontowany w wyniku, czego popadł w ruinę. Jak podają stare zapiski historyczne, gdy nasza droga ojczyzna na przeszło 123 lata, utraciła swoją niepodległość, na jej tereny zaczęły ściągać licznie rodziny naszych zaborców. Z czasem, ci ludzie zaczęli uważać polską ziemię za własną, co inspirowało ich do budowania rozlicznych domów mieszkalnych jak też i fabryk, stanowiących podwaliny ówczesnego przemysłu metalurgicznego.
Podobno na przełomie minionych wieków, Schoenbergowie należeli do najbogatszych rodzin niemieckich zamieszkujących Polskę. Ich buta, nieobyczajność i wiara jedynie we własne dobra majątkowe, spowodowały ich rozpanoszenie się na tym terenie. W ich rękach znajdowały się fabryki ceglane, piece hutnicze i małe fabryczki wykonujące okucia okienno - odrzwiowe i gwoździe. We wspomnianych miejscach pracy, Schoenbergowie zatrudniali biednych Polaków, zaś w zarządach tychże firm byli zawsze bogaci Niemcy. Brak ubezpieczeń pracowniczych, fatalne oświetlenie przy stanowiskach pracy, były niejednokrotnie powodem wielu wypadków i rozlicznych kalectw pracujących tam ludzi. Na miejsce robotnika, który z przyczyn zdrowotnych musiał opuścić fabrykę, chętnych było kilkunastu innych ludzi. Godzili się oni na wspomniane warunki, ponieważ było to atutem do zaspokojenia podstawowych potrzeb ich rodzin.
Znane były też przypadki, buntów pracującej rzeszy polskich rzemieślników w zakładach Schoenberga, walczących tym samym o poprawę swojego losu. Jednakże, jak możemy przeczytać w kronikach pałacowych z dziewiętnastego wieku, właściciel wspomnianych zakładów pracy, sam wymierzał karę tym co szukali jedynie sprawiedliwości. Zbuntowanych robotników, przetrzymywał jedynie o kwarcie wody na dobę w swoich podpiwniczeniach pałacowych, w których szczury, brud i wilgoć byli częstymi gośćmi. Głód, nieludzkie warunki bytowania pozbawionych czci i godności ludzkiej robotników, były przyczyną ich częstych zgonów. Niejednokrotnie bywało i tak, że o śmierci robotnika nie informowano jego rodziny, gdyż nie chciano, aby ujawnił się proceder bezprawnego więzienia tych co walczyli o swój los i byt własnej rodziny.
Wracając do pałacu Schoenbergów, jak na tamte czasy, był on rezydencją nowobogacką. Znajdujące się tam kominki grzewcze, były wykonane z kafli nabłyszczanych specjalną ceramiką zdobną. Był to element nadający wspomnianej rezydencji walorów wielkopańskich. Sufity pałacowe, zdobione były kunsztowną sztukaterią stiukową, nabierały tym samym cech wielkich dworów europejskich. Podłogi zaś tej rezydencji wykonane były z drzewa modrzewiowego, które w miejscach centralnych i przy okiennych zdobione były jasną intarsją sosnową. Dla osiągnięcia w większej mierze efektów zdobniczych tegoż pałacu, właściciel domu Hans Schoenberg, sprowadzał z Wiednia figury pokojowe i ogrodowe oraz wielkie obrazy olejne pędzla znamienitych jak na tamte czasy mistrzów. Na organizowanych przez gospodarzy balach i przyjęciach, zapraszana była jedynie elita niemiecka, rezydująca w pobliskich Starachowicach i Kielcach.
Celem utrzymania obejścia gospodarskiego, jak również całego pałacu w należytej czystości, Schoenbergowie zatrudniali panny pokojowe i kuchenne, które oprócz pracy często wykonywanej ponad ich siły, nie posiadały również swoich praw pracowniczych. Jak podają nam stare źródła historyczne, w pieleszach wąchockiej rezydencji pałacowej panną kuchenną była niejaka Aniela Cielakówna. Zarzucono jej nie dosmażanie pulpetów z baraniny, za co została wtrącona na trzy tygodnie do rezydencjalnych lochów. Podobnie jak i inni skazani, nie otrzymywała ona jedzenia, a jedynie wodę do picia.
Po upływie tygodnia od jej uwięzienia zapomniano dać dziewczynie należnej jej porcji wody, co spowodowało jej rychłą śmierć. Na jej miejsce do obrządku kuchennego, bez trudu najęto inną pannę, która oprócz swojej pracy zmuszana była do rozkoszy cielesnych z panem domu. Tak więc, oprócz wspaniałego widoku, jaki nadawał swym wyglądem wąchocki pałac całej okolicy, był on budowlą, od której wiało grozą i ludzką niesprawiedliwością i cierpieniem.
Dziś jest on jedynie niemym, świadkiem minionych dni, które potrafiły wydrzeć z ludzkich serc sentyment i wiarę, a zasiać obawę przed tym, co przyniesie jutro.
Ewa Michałowska - Walkiewicz
KATALOG FIRM W INTERNECIE