Przedwczesne okazały się buńczuczne zapowiedzi przedstawicieli sieci telefonii komórkowych, że dzięki zabieranym przez turystów w góry aparatom można będzie precyzyjnie określić, skąd stacje przekaźnikowe odbierają sygnał z nich.
- Namierzenie potrzebującego jest bardzo trudne. Lokalizacja telefonu w górach za pomocą stacji BTS jest skomplikowana i bardzo nieprecyzyjna. Czasem jest to odległość 30 kilometrów i wiemy wtedy tylko to, że osoba poszkodowana jest gdzieś w tym obszarze. Natomiast nigdy się nie udało namierzyć rannego bezpośrednio - powiedział Radiu Kraków-Małopolska naczelnik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego Jan Krzysztof.
Tak właśnie było podczas prób namierzenia poszukiwanej przez parę dni na początku września turystki z Tarnowa. Kilka lotów śmigłowcem wykonano w rejon, na który wskazywały namiary z BTS, ale nic to, niestety, nie pomogło. Jej zwłoki znaleziono przypadkowo, na jednym ze zrobionych zdjęć zauważył je przewodnik górski i powiadomił o tym TOPR.
„Od kilku lat w Tatrach, jak i w innych częściach Polski, testowane są różne urządzenia i aplikacje, które mają umożliwić dokładną lokalizację osoby dzwoniącej z prośbą o pomoc. Niestety otrzymywane informacje są wciąż niedokładne lub nawet błędne. W Tatrach jest to wyjątkowo częste ze względu na ukształtowanie terenu. Trzeba też pamiętać, że są takie rejony w górach, gdzie nasze komórki są poza zasięgiem sieci” - czytamy na stronie internetowej krakowskiej rozgłośni.
Pozostają więc tradycyjne metody wzywania pomocy: sygnały dźwiękowe w dzień oraz świetlne po zmierzchu lub przy bardzo zachmurzonym niebie. Bardzo ważne jest także informowanie znajomych, jaką trasę zamierza się przejść i rygorystyczne trzymanie się tych planów. Zachowując się w ten sposób turysta pomoże ratownikom dotrzeć tam, gdzie utknął, albo uległ wypadkowi.
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE