Ujawnienie tydzień temu przez dziennik \"Polska\" skandalicznych metod, stosowanych wobec pensjonariuszy przez sadystyczny personel jednego z krajowych ośrodków opieki nad starszymi osobami, wywołało burzliwą dyskusję nie tylko na temat funkcjonowania takich placówek w naszym kraju, ale także nad problemem ludzi w podeszłym wieku, których dzieci bądź wnuki oddają - zazwyczaj w dobrej wierze i za spore pieniądze - do różnego rodzaju domów pogodnej jesieni.
Po 1989 roku zaczęły mnożyć się w Polsce prywatne domy dla ludzi w podeszłym wieku, a także hospicja. O ile te drugie cieszą się zasłużenie dobrą opinią, o tyle działalność pierwszych rodzi niekiedy poważne wątpliwości. Okazuje się bowiem, że często są one przede wszystkim intratnymi przedsięwzięciami, obliczonymi na przynoszenie zysku ich właścicielom, a nie ulgi w cierpieniu pensjonariuszom. Co pewien czas wybucha więc skandal i media mają znakomite pole do popisu, występując w ulubionej przez siebie roli obrońcy ludzi słabych i pokrzywdzonych.
Właśnie w takich momentach rodzą się trudne pytania o moralny wymiar umieszczania starszych osób w tego typu placówkach. Czy dla własnej wygody godzi się oddawać rodziców do współczesnych przytułków, choćby nawet były one wzorowo prowadzone? Czy znajdujący się u kresu swej ziemskiej wędrówki człowiek nie ma prawa do spokojnego spędzenia ostatnich lat życia w rodzinnym gronie? Czy śmierć ma być czymś wstydliwym, a oczekiwanie na to, co nieuchronnie nastąpi musi budzić negatywne uczucia u najbliższych?
Nie tak dawno temu Ojciec Święty Jan Paweł II dał całemu światu wielką lekcję umierania w domu, wśród swoich. Pokazał, że nie należy się nigdy lękać (a tym bardziej brzydzić) cierpienia, ani naiwnie uciekać od śmierci. Godność osoby ludzkiej (której poświęcił wiele swych dzieł filozoficznych oraz papieskich encyklik) nakazuje bowiem, aby szanować ją zarówno w chwilach jej triumfu, jak i w momentach klęski, ponoszonej w walce z cielesną niedołężnością. Jakże często bywa bowiem tak, że duch jest jeszcze ochoczy, ale ciało już mdłe.
Chyba niezbyt wiele zrozumieliśmy z papieskiego nauczania o miłości, cierpieniu i majestacie śmierci, które zaświadczył własnym przykładem. Dzisiejszy świat przepełniony jest przesadnym kultem młodości, sprawności fizycznej i cielesnego piękna. Nie chcemy przyjąć do wiadomości tej jakże przecież prostej prawdy, że kiedyś i my sami umrzemy, w dodatku może w nie najbardziej przyjemny dla bliźnich sposób. Dalecy jesteśmy też od wyznawanej w dawnych wiekach zasady "memento mori". Chętnie nazywając się chrześcijanami, unikamy wyciągania konsekwencji z Ewangelii i z nauk, głoszonych przez nasz Kościół.
Czy niezbyt mądre odsuwanie od siebie myśli o nieuchronności śmierci własnej i cudzej stanowi jednak wystarczający z moralnego punktu widzenia powód, aby pozbywać się najbliższych sobie ludzi ze wspólnego domu? Czy tak godzi się postępować zwłaszcza Polakom, którzy zawsze przywiązani byli do pięknych tradycji wielopokoleniowych rodzin, w których przeżywało się zarówno wielkie radości, jak tragedie, oswajając dzieci ze sprawami ostatecznymi? Czy nie stać nas już na poświęcenie dla bliźnich, którym daje się najlepszy dowód na to, jakimi naprawdę jesteśmy ludźmi i chrześcijanami?
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE