KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Piątek, 22 listopada, 2024   I   04:59:03 AM EST   I   Cecylii, Jonatana, Marka
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Tanie państwo, drogie loty

07 grudnia, 2007

Kiedy władzę w Polsce obejmuje nowy rząd, można być niemal pewnym, że obieca on natychmiast rodakom spore oszczędności budżetowe kosztem własnych wyrzeczeń. Do rangi symbolu w tej materii urosła już decyzja byłego premiera Waldemara Pawlaka, który przyrzekł społeczeństwu wykorzystywanie jako samochodu służbowego poloneza, a nie zagranicznej limuzyny dobrej marki. Teraz ten sam polityk - obecnie w randze wiceprezesa rady ministrów - epatuje opinię publiczną przybywaniem do pracy prywatnym samochodem.

Idąc tym śladem, a zarazem chcąc przebić swojego zastępcę w realizacji idei taniego państwa, Donald Tusk postanowił odbywać swoje podróże do różnych stolic świata rejsowymi samolotami. Każdy kto wie, w jakim stanie jest stara, wysłużona flota rządowych aeroplanów, pamiętająca jeszcze czasy PRL i to bynajmniej nie w jej schyłkowej fazie, ten może domniemywać, że nowy premier dba nie tyle o oszczędności, ile po prostu o życie własne i swoich współpracowników.
   
Ale ten czysto populistyczny gest ma też inny aspekt, na który zwróciła już uwagę krajowa prasa. Otóż rządowe samoloty i tak muszą regularnie latać, bo takie są regulaminy, więc płacimy za nie (także koszta amortyzacji) bez względu na to, czy na ich pokładzie znajduje się premier, czy też nie. Jeśli Tusk konsekwentnie zamierza korzystać z usług PLL LOT (inni przewoźnicy nie wchodzą chyba w rachubę z patriotyczno-prestiżowych przyczyn), będzie to podatników kosztować dużo więcej, niż gdyby leciał rządowym samolotem, do którego ma niezbywalne i niekwestionowane przez nikogo rozsądnego prawo.
   
Gdyby skrupulatnie policzyć, ile jego kancelaria każdorazowo zapłaci za bilety dla całej delegacji i ochrony (klasa pierwsza bądź biznes, bo inaczej naprawdę nie wypada podróżować premierowi poważnego państwa) - a przecież nie będzie się ich kupować na internetowych aukcjach - może się okazać, iż zamiast oszczędności będziemy mieli do czynienia ze znacznym wzrostem wydatków.
   
Raz kupowane będą one ze znacznym wyprzedzeniem, kiedy indziej zaś w ostatniej chwili i wcale nie ma gwarancji, że zawsze da się je nabyć w wystarczającej liczbie na dany rejs. Już wyobrażam sobie popłoch wśród odpowiedzialnych za przygotowywanie podróży zagranicznych premiera - zwłaszcza tych nie zaplanowanych wcześniej - urzędników jego kancelarii oraz zdenerwowanie szefostwa Biura Ochrony Rządu, niezbyt lubiącego takie fanaberie w wydaniu kierownictwa państwowej nawy.
   
A co stanie się, jeżeli z jakichś względów Tusk zostanie zmuszony do zmiany planów, czyli niespodziewanego przedłużenia wizyty bądź przeciwnie - skrócenia jej; lub gdy nie  zdąży na lotnisko z powodu przedłużających się ważnych rozmów, a kursowy samolot nie poczeka? Kilkanaście  opłaconych z góry biletów przepadnie i trzeba będzie albo sprowadzać rządową maszynę z Warszawy albo gorączkowo szukać - wydając dodatkowe pieniądze - rejsowych połączeń, być może z kłopotliwymi przesiadkami, co nie licuje ani z powagą urzędu premiera, ani z majestatem Rzeczypospolitej Polskiej. Bo jazda pociągiem z odległych europejskich stolic (choćby nawet sleepingiem albo salonką) byłaby już chyba przesadą.
   
Okazuje się więc, że piękną w teorii i znakomitą do chwalenia się nią w ramach triumfalistycznej polityki informacyjnej ideę taniego państwa nie jest wcale tak łatwo zrealizować w praktyce. Często dla czysto ambicjonalnego sprostania efektownym zagrywkom "pod publiczkę" generuje się w rezultacie większe koszta i stwarza więcej zbędnych problemów niż przy stosowaniu utartych procedur.

Jerzy Bukowski