Jeżeli trzech ważnych polityków, byłych wiceprezesów jakiejś partii, występuje w przeddzień jej kongresu z listem do pozostałych członków o wstrzymanie się od głosowania za wotum zaufania dla jej prezesa, trudno mówić o drobnej sprzeczce i bagatelizować problem. Zwłaszcza gdy podobne opinie zaczynają otwarcie prezentować inni prominentni działacze tego ugrupowania.
W ich liście czytamy m.in., że "w PiS doszło do faktu smutnego i zawstydzającego: ograniczenia dyskusji środkami administracyjnymi." Uważają, że prezes Kaczyński zawiesił ich "dla politycznej wygody i obrony własnych interesów", by uniemożliwić im tym samym udział w kongresie i możliwość wypowiedzenia krytycznych uwag na temat sposobu sprawowania przezeń niepodzielnej władzy w partii.
W ich ślady idą kolejni działacze, głównie we Wrocławiu, na Śląsku i w Krakowie. Jak powiedział inicjator listu kiludziesięciu krakowskich członków PiS do Jarosława Kaczyńskiego, były poseł Bogusław Bosak, "chodzi o to, by ten kongres był miejscem wymiany myśli, żeby nawet była kłótnia, ale żebyśmy wyszli stamtąd mądrzejsi i silniejsi."
Adresat tych wszystkich pretensji i uwag nie wydaje się jednak specjalnie nimi przejmować. Jest pewny, że łatwo poradzi sobie z wewnątrzpartyjną opozycją i wyjdzie z sobotniego kongresu wzmocniony. Nie chce nazywać tej sytuacji kryzysem ani buntem, woli mówić o drobnym pęknięciu lub o mało znaczącym konflikcie, mającym czysto ambicjonalne podłoże (szczególnie w przypadku Dorna - jednego ze swych, do niedawna, najwierniejszych politycznych przyjaciół).
Biorąc pod uwagę niekwestionowane raczej przez nikogo mistrzostwo polityczne Kaczyńskiego, przejawiające się głównie w perfekcyjnym rozgrywaniu spraw personalnych, przychylam się do tezy, iż prezes PiS zdecydowanie wygra zbliżający się kongres, zwłaszcza że jego przeciwnicy będą na nim nieobecni. Nie podejrzewam zaś, aby któryś z mniej znanych działaczy ośmielił się otwarcie wystąpić w ich imieniu, chociaż nie wykluczam ostrych dyskusji w kuluarach; mogą mieć one spore znaczenie, ale wyłącznie dla dalszej przyszłości pogrążonego w niewątpliwie najpoważniejszym od momentu swego powstania kryzysie wewnątrz PiS.
Czy wotum zaufania dla Kaczyńskiego, jakie z pewnością otrzyma imponującą liczbą głosów w sobotę, będzie jednak tożsame ze zdławieniem buntu na pokładzie partyjnego okrętu? Czy doraźny sukces odwróci uwagę od potrzeby poważnej dyskusji nad strategią, jaką powinno dość szybko wypracować i wdrożyć największe ugrupowanie opozycyjne na polskiej scenie politycznej? Czy odpływ kolejnych niewygodnych dla prezesa członków PiS okaże się w ostatecznym rozrachunku korzystny dla tej partii?
Nie wiem, co zrobią trzej wiceprezesi. Czy usuną się chwilowo w cień (jak Jan Rokita w Platformie Obywatelskiej), czy też zaczną budować kolejną partię prawicową, co przerabialiśmy już w Polsce niejeden raz po 1989 roku? Czy PiS zdoła odbudować swoją siłę i pozyska nowych wyborców, czy też osłabiane odejściami znaczących polityków zmniejszy stan swego posiadania?
Nie sądzę, abyśmy otrzymali odpowiedź na te wszystkie pytania po sobotnim kongresie. Będzie on raczej pokazem zwartości i jedności partii, której prezes nie przyjmuje do wiadomości, że ktoś może mieć odmienne odeń zdanie w kluczowych kwestiach. Ale powrócą one już po kilku dniach, bo PiS bez tak wyrazistych postaci, jak trzej byli wiceprezesi (plus Kazimierz Marcinkiewicz i paru innych dysydentów o mniej znanych nazwiskach) będzie musiał dość szybko znaleźć dobre odpowiedzi na nie. Inaczej czeka go bowiem trudna i niezbyt optymistyczna przyszłość.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE