Zimnym prysznicem dla naszego dobrego samopoczucia \" jako narodu szczycącego się wysokim poziomem szkolnej edukacji \" okazały się wyniki testu kompetencyjnego, zorganizowanego przez Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), badającego umiejętności i wiedzę 15-latków.
Polscy uczniowie zajęli odległe 23. miejsce, co jest przykrą niespodzianką i zarazem sygnałem ostrzegawczym dla naszego systemu edukacyjnego. Wyprzedziły nas nie tylko kraje, uważane za liderów postępu cywilizacyjnego, jak Finlandia (zwycięzca testu), Hongkong, czy Japonia, ale także traktowane przez nas z lekkim pobłażaniem Czechy, Słowenia, czy Estonia.
Byli ministrowie edukacji narodowej robią dobrą minę do złej gry. Zwracają uwagę, że test nie uwzględniał warunków kulturowych, były też kłopoty z adekwatnym przełożeniem go na język polski. Przede wszystkim podkreślają jednak, że najlepsze rezultaty osiągają w nim od lat bogate państwa, przeznaczające spore nakłady budżetowe na edukację. Czy nowy rząd zdoła odrobić poważne zapóźnienia Polski w tej dziedzinie, w znaczący sposób dofinansowując ubogą oświatę? Taką obietnicę złożył premier Donald Tusk w sejmowym expose.
Wyniki tegorocznego testu sprowadziły nas na ziemię. Zawsze byliśmy bowiem przesadnie dumni z poziomu wykształcenia, jakie oferuje naszym dzieciom i młodzieży szkolnictwo podstawowe i ponadpodstawowe. Uważaliśmy, że przeciętne polskie nastolatki są o wiele mądrzejsze od swoich rówieśników z bardziej rozwiniętych i znacznie bogatszych krajów. Ironizowaliśmy na temat amerykańskiej, francuskiej, czy włoskiej młodzieży, pozostającej rzekomo daleko w tyle za naszą.
Edukacyjny test OECD powinien dać nam wszystkim sporo do myślenia. Nie tylko osobom i instytucjom odpowiedzialnym za polskie szkolnictwo, ale także rodzicom, którzy nie poświęcają swoim dzieciom zbyt wiele czasu, aby rozbudzać w nich zainteresowanie poszerzaniem i pogłębianiem wiedzy.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE