Coraz częściej słyszę opinię, że ci wyborcy, którzy oddali swe głosy w wyborach prezydenckich na Andrzeja Dudę i na Pawła Kukiza szybko rozczarują się, ponieważ żaden z nich nie spełni nazbyt rozrzutnie składanych w czasie kampanii obietnic.
Uważam, że jest to błędna teza. Nowy prezydent najpierw będzie mógł przerzucić odpowiedzialność na obecną większość parlamentarną, która zablokuje jego pomysły, a w przypadku zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości w wyborach parlamentarnych to ono weźmie na siebie ciężar reformowania Polski. Jeżeli do Sejmu i Senatu wprowadzi zaś swoich przedstawicieli Kukiz, to będą oni albo koalicyjnym partnerem PiS bądź Platformy Obywatelskiej (nie można wykluczyć i takiego wariantu), albo twardą opozycją głośno protestującą przeciw poczynaniom rządu.
Poza tym głosy oddane 10 i 24 maja na dwóch głównych kontrkandydatów Bronisława Komorowskiego były przede wszystkim wyrazem protestu młodych ludzi, którzy chcieli w ten sposób ukarać PO za arogancję oraz dać dowód swojej ogólnej niezgody niemal na wszystko, co robią politycy.
Nie sądzę więc, aby niespełnienie wyborczych obietnic miało spowodować powszechne niezadowolenie i odwrócenie się rozczarowanych rodaków od zawodzących ich nadzieje Dudy oraz Kukiza, a już na pewno nie powrót pod skrzydła Platformy, o czym naiwnie marzą jej przywódcy.
Zasadnicze pytanie brzmi: czy nowa głowa państwa i nowy rząd zdołają powstrzymać potężniejącą falę oddolnego protestu, która na razie niesie ich na swoim grzbiecie, ale bardzo szybko może zatopić tych, którzy obejmując ważne stanowiska z konieczności będą się od niej odrywać?
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE