Najsłynniejszym rejonem narciarskim świata są od wielu lat francuskie 3 Doliny, oferujące miłośnikom białego szaleństwa ponad 600 km tras o zróżnicownym stopniu trudności oraz imponującą infrastrukturę hotelowo-gastronomiczną. Nazwy położonych tam miejscowości: Courchevel, La Tania, Meribel, Mottaret, Les Menuires, Val Thorens wywołują dreszcz emocji u każdego amatora dwóch lub jednej deski.
Dlatego właśnie nie mogę powstrzymać się od złośliwego uśmiechu, kiedy słyszę o ambitnych planach zbudowania w Polsce kompleksu narciarskiego 7 Dolin, mającego konkurować z rejonem rozciągniętym od Courchevel po Val Thorens. Projekt zakłada budowę sieci wyciągów i tras zjazdowych od Krynicy do Wierchomli. Miłośnicy szusowania po stokach mogliby - nie zdejmując nart z nóg - przemieścić się od pierwszej z tych miejscowości do ostatniej, mając po drodze do dyspozycji liczne bary, restauracje, hotele i pensjonaty.
Przeciw temu pomysłowi wystąpiły jednak natychmiast i pryncypialnie Ministerstwo Środowiska oraz władze Popradzkiego Parku Krajobrazowego. Wspomagający je w proteście ekolodzy ostrzegają, że budowa nowych stacji narciarskich przyniesie niepowetowane straty dla przyrody i gotowi są - podobnie jak miało to miejsce w przypadku rozbudowy kolejki linowej na Kasprowy Wierch - przykuć się do podpór stawianych tam nowych wyciągów, by uniemożliwić realizację inwestycji.
Mimo że jestem fanatykiem narciarstwa, patrzę na projekt budowy 7 Dolin z dużą dozą sceptycyzmu. Na myśl przychodzi mi stare przysłowie: "tak krawiec kraje, jak mu materii staje". Uważam plany burmistrzów i wójtów miast od Krynicy po Wierchomlę za przejaw megalomanii. Jeżeli nie ma się gór o porównywalnych z Alpami parametrach wysokości i powierzchni, trzeba mierzyć zamiary podług sił, a nie na odwrót.
Kto chociaż raz jeździł na nartach lub na snowboardzie w którejkolwiej alpejskiej stacji, ten doskonale rozumie, o co mi chodzi. Owszem, można poszerzać narciarską infrastrukturę w Polsce, ale Karpaty, Sudety, ani Bieszczady nigdy nie staną się realną konkurencją dla Alp. Czystą naiwnością jest więc tworzenie koncepcji 7 Dolin, zwłaszcza że wycięcie każdego drzewa napotka na ostry sprzeciw ekologów i działaczy ochrony przyrody.
Musimy po prostu pogodzić się z tym, że polskie góry (włącznie z Kasprowym) nigdy nie dorównają Alpom, jeśli idzie o uprawianie narciarstwa. Ponieważ złotówka umacnia się ostatnio względem euro, także pod względem cenowym wyjazd do najbardziej znanych zimowych kurortów alpejskich, których same nazwy przyprawiają już miłośników białego szaleństwa o szybsze drżenie serc, nie jest o wiele droższy od wypadu w Beskidy, czy Tatry.
Wielokrotnie dokonywałem takich porównań i ze zdumieniem stwierdzałem, że tydzień pobytu w 3 Dolinach, Espace Killy, Val di Fiemme, Stubaiu, Pitztalu, Zillertalu, bądź w Portes du Soleil wypada w sumie najwyżej o 1/3 drożej (razem z dojazdem), niż w Zakopanem lub w Szczyrku, przy czym w Alpach mamy do dyspozycji setki kilometrów znakomicie przygotowanych tras, a w kolejce do żadnego wyciągu nie stoi się dłużej niż 5 minut, podczas gdy w polskich górach trzeba się często męczyć na nie wyratrakowanych muldach i spędzać dziesiątki minut w oczekiwaniu na wyjazd do góry (w okresie feerii szkolnych ten czas ulega jeszcze zwielokrotnieniu).
Lepiej więc w ogóle nie snuć złudnych marzeń o czymś, co nie ma szans się ziścić, ale stopniowo unowocześniać istniejącą już infrastrukturę narciarską na miarę możliwości, jakie dała nam natura. Aby dać się zaś ponieść narciarskiemu szaleństwu, trzeba ruszać w dostępne dla nas bez ograniczeń i całkiem przystępne cenowo Alpy.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE