Prezydent Rosji Władimir Putin po raz kolejny dał wyraźny sygnał, że w ocenie historii najnowszej jest nieodrodnym spadkobiercą Józefa Stalina.
W sobotę, podczas wielkiej defilady z okazji 70. rocznicy zakończenia II wojny światowej w Europie, wymieniając aliantów Związku Sowieckiego pominął Polskę, a wczoraj w trakcie wspólnej konferencji prasowej z kanclerz Niemiec Angelą Merkel usprawiedliwiał pakt Ribbentrop-Mołotow oświadczając, że jego celem było zapewnienie bezpieczeństwa ZSRS, a nasz kraj padł ofiarą polityki, którą sam prowadził.
Według niego sowiecka Rosja podjęła wiele bezskutecznych starań, aby przeciwstawić się faszyzmowi w Europie, co zmusiło ZSRS do podjęcia kroków mających na celu niedopuszczenie do bezpośredniej konfrontacji z Niemcami, czyli podpisania z nimi paktu.
Dobrze, iż Merkel nie zgodziła się z taką oceną, uznając ów pakt łącznie z dołączonym doń tajnym protokołem jako bezprawny. Podkreśliła też, że zarzewiem II wojny światowej były narodowosocjalistyczne Niemcy, które ponoszą historyczną odpowiedzialność za śmierć milionów ludzi. Przyznała też, że Armia Czerwona odegrała decydującą rolę w wyzwoleniu Niemiec.
Postawa Angeli Merkel jest godna uznania, od Władimira Putina trudno zaś oczekiwać, aby kiedykolwiek zmienił swoją opinię o przeszłości, którą najlepiej charakteryzują jego słowa, iż rozpad Związku Sowieckiego stanowił największą katastrofę geopolityczną XX wieku.
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE