Polska dla swoich mieszkańców nigdy nie była tania, ale jakoś żyliśmy. Teraz jest znacznie drożej, ale żyć także będziemy. Tyle, że nieco skromniej. Polska jest relatywnie tania dla zagranicznych turystów. W czasie niedawnego Oktoberfestu w Monachium, za litr piwa (prawda, że bardzo dobrego) trzeba było zapłacić i 8 euro, za litr piwa w Polsce (a ono także niezłe) płaci się dziś 2 euro. Oczywiście, że na koszykach na krakowskim Rynku o euro drożej, ale wciąż jest to ogromna różnica.
Podrożał artykuł podstawowy - chleb, na kilogramowym bochenku nawet o 50 groszy. Pół biedy samotny człowiek, który kupuje bochenek raz na dwa, trzy dni, ale już wielodzietna rodzina? Kostka masła podrożała o około złotówkę (z 3,5 zł, dziś 4,5 zł), ser biały o około 2 złote na kilogramie. Podobnie ser żółty, makaron, owoce. Drób, w porównaniu z rokiem ubiegłym, podrożał o około 25 procent, a w porównaniu sprzed ostatnią podwyżką o kolejne 15 procent. Niektóre owoce w tym roku istotnie nie obrodziły, wymarzły np. jabłonie na skutek wiosennych, ostrych przymrozków. Raz, że jabłek jest mało na targu, dwa, jeżeli są, to w porównaniu z rokiem ubiegłym ceny są wyższe o niemal 100 procent!
Prawda, że członkostwo w Unii Europejskiej rzutuje na polskie ceny we wszystkich niemal dziedzinach, wynikiem tego mają być równanie cen i wyrównywania płac. Osobiście wierzę jednak jedynie w to pierwsze, czyli w podwyżki cen krajowych w równaniu do cen unijnych. W tym roku zbiory zboża w zachodnich krajach unijnych były wyjątkowo złe (pogoda), w Polsce natomiast absolutnie dobre. Ceny winduje popyt na polskie ziarno w krajach unijnych, stąd ziarno w Polsce jest drogie, to zrozumiałe. Drogie ziarno z kolei, to droższe pasze i kolejny wzrost cen mięsa, przede wszystkim drobiu. Polski drób jest dziś na stołach zachodniej Europy coraz popularniejszy, stąd jego cena tam wyższa niż w Polsce i to powoduje wzrost polskiego eksportu. Co się wiąże bezpośrednio z bliską podwyżką cen drobiu na krajowym rynku.
A że jeść musimy, stąd niedawna podwyżka cen żywności odbije się bezpośrednio na poziomie życia przeciętnej polskiej rodziny. Ludzie bogaci podwyżki zupełnie nie odczują.
Istnieje szansa, że potanieje prąd, w Unii Europejskiej otwarty został niedawno rynek energii elektrycznej, wkótce będziemy mieli możność wybierać dostawcę prądu. To jednak brzmi bardzo teoretycznie, więc na tę obniżkę nie bardzo mamy co liczyć. Może potanieć obuwie i odzież, bo zwiększa się eksport tych towarów z Dalekiego Wschodu (głównie Chiny i Wietnam), z kolei zmniejszy się rynek producentów krajowych, którzy nie wytrzymają konkurencji z tanimi producentami ze wschodu.
Wyraźnie natomiast spadły ceny u notariuszy, którzy do tej pory byli zdecydowanie na pierwszym miejscu pod względem wysokości zarobków w kraju. Tam ceny szły w grube tysiące, kiedy trzeba było rejestrować notarialnie mieszkania, domy, działki, wszelkiego rodzaju spadki itp. Niedawne rozporządzenie ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry w sposób zdecydowany ukróciło te monopolistyczne praktyki. Dziś, przykładowo, za notarialne uwierzytelnienie nabycia mieszkania, zamiast ponad pięciu tysięcy złotych, zapłaci się niewiele ponad dwa. Oczywiście notariusze podnieśli wrzawę, że poznikają małe notariaty, a wszyscy będą pracować poniżej własnych kosztów. Jednak możemy być bardziej niż pewni, że żaden, dosłownie ani jeden notariat nie zniknie z rynku na skutek zarządzenia ministra. To wciąż niezwykle lukratywny interes. Pewien mój znajomy sędzia sądu rejonowego otrzymał znaczący awans do sądu okręgowego, gdzie prestiż i znaczenie, a i pieniądze nie tak małe; on jednak otworzył własny notariat, gdzie pieniądze nieporównywalnie większe. (sk)
"Magazyn Centrum
KATALOG FIRM W INTERNECIE