Prokuratura Rejonowa w Zakopanem wszczęła postępowanie w sprawie, która zbulwersowała ostatnio nie tylko turystów. Dotyczy ono karygodnego pozostawienia przez kilku kolegów na szlaku z Hali Gąsienicowej do Doliny Pięciu Stawów Polskich jednego z nich.
Prokuratorzy będą musieli dokładnie sprawdzić, jakie były okoliczności tego zdarzenia. Odnaleziony w pobliżu niebezpiecznej nie tylko z początkiem wysokogórskiej zimy przełęczy Zawrat przez ekipę Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego młody turysta (wzywał pomocy przez telefon komórkowy, który na szczęście miał przy sobie) nie chciał powiedzieć, z kim wędrował, ani dlaczego został sam na oblodzonej trasie.
Trzeba będzie więc przesłuchać zarówno jego, jak i tych, którzy niefrasobliwie opuścili go w ekstremalnie trudnej sytuacji. Podczas formalnego dochodzenia cudem uratowany turysta będzie musiał szczegółowo odpowiedzieć na wiele pytań i zostać skonfrontowany z kolegami, których prokuratura z pewnością skutecznie odszuka.
Kiedy dotarła do mnie pierwsza informacja o tym, co zaszło pod Zawratem, nie bardzo chciałem uwierzyć w medialny przekaz. Jako człowiekowi, który sporo chodził po górach i zaczytywał się w książkach o słynnych wyprawach, ale także o wielkich tragediach tatrzańskich oraz alpejskich, nie mogło mi się pomieścić w głowie, że grupa wspólnie wędrujących po górach ludzi pozostawia jednego z nich w trudnym miejscu, o fatalnej porze roku, przy zapadającym zmierzchu, na oblodzonym szlaku.
Trudno mi znaleźć nadające się do druku słowa na określenie takiego postępowania. Nawet jeżeli doszło między nimi do jakiejś kłótni, nawet jeśli to pozostawiony kolega obraził się na resztę grupy i nie chciał iść z nią dalej, miarą elementarnej odpowiedzialności każdego członka wycieczki jest troska o los wszystkich jej uczestników.
Jakże zmieniły się górskie (ale także żeglarskie) obyczaje, które wyznaczały kiedyś surowy kodeks etyczny ludzi gór (mórz i jezior). Jeszcze nie tak dawno jeden taternik gotów był bez chwili wahania narazić swoje życie, aby ratować kolegę. Rozumiem, że grupę z powodu zachowania której pracę mają teraz zakopiańscy prokuratorzy nie sposób nazwać taternikami, ani w ogóle ludźmi gór. Gdzie podziała się jednak zwykła ludzka solidarność, nakazująca troszczyć się o siebie nawzajem, szczególnie w trudnych sytuacjach?
Coraz częściej dowiadujemy się z mediów o takich właśnie skrajnie nieodpowiedzialnych (a nawet - w pełnym tego słowa znaczeniu - nieludzkich) zachowaniach. Coraz rzadziej można dzisiaj w uzasadniony sposób nazwać kogoś niezawodnym przyjacielem. Coraz mniej jest, niestety, człowieka w człowieku. Coraz więcej w nas natomiast egoizmu i znieczulicy, przejawiającej się w zaniku naturalnego przecież dla gatunku homo sapiens odruchu pomocy bliźniemu w potrzebie.
Co się z nami dzieje i do czego jeszcze dojdziemy na tej drodze?
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE