Jeśli rzeczywiście – o czym informują jego urzędnicy, a w ślad za nimi media – Prezydent Lech Kaczyński wyrządzi afront Sejmowi, nie przemawiając na inauguracyjnym posiedzeniu i ograniczając się jedynie do biernej obecności, będzie to coś więcej niż potwierdzenie wojennych nastrojów głowy państwa wobec zwycięskiej w wyborach partii. Nigdy jeszcze po 1990 roku nie zdarzyło się bowiem, aby Prezydent RP tak ostentacyjnie zlekceważył Sejm.
Głowie demokratycznego państwa nie przystoi takie postępowanie. Od ostrych słów oraz spektakularnych gestów są premier i jego ministrowie, a także liderzy partyjni. Im jest do twarzy z takim zachowaniem, chociaż też powinni umieć trzymać nerwy na wodzy i miarkować się we wzajemnych połajankach. Prezydent winien zaś na każdym kroku udowadniać (choćby serce i braterska miłość dyktowały mu coś innego), że nie jest poplecznikiem żadnej ze stron politycznych sporów.
Jest mi – jako obywatelowi Rzeczypospolitej – smutno, że głowa mojego państwa niepotrzebnie wikła się w tę żenującą demonstrację. Zamiast dumnie pełnić rolę strażnika konstytucji i starać się łagodzić wojenną atmosferę, Lech Kaczyński pokazuje nam twarz obrażonego i rozgniewanego polityka, podczas gdy powszechnie oczekuje się od niego, że będzie umiał sprostać – nawet w niesprzyjających mu okolicznościach – roli męża stanu.
Może zmieni więc jeszcze zdanie i przemówi w poniedziałek nie tylko w Senacie, ale i w Sejmie?
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE