Na podniosłe uroczystości z okazji 70. rocznicy wkroczenia Armii Czerwonej do niemieckiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau nie została - jak już tutaj pisałem - zaproszona rodzina rotmistrza (pułkownika) Witolda Pileckiego, który z własnej woli stał się więźniem tej fabryki śmierci, aby spróbować założyć w niej ruch oporu i po udanej ucieczce napisać raport o dokonywanych tam zbrodniach.
Wina ewidentnie leży po stronie dyrektora Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau doktora Piotra Cywińskiego, który się jednak do niej nie poczuwa argumentując, że „dzieci różnych byłych więźniów, wnuki, wdowy, rodziny to są setki tysięcy osób”, więc organizatorzy (oprócz dyrekcji była to Międzynarodowa Rada Oświęcimska) nie chcieli wybierać, kogo zaprosić, a kogo nie.
Jest to zdumiewające tłumaczenie, bo nie było w historii tego obozu (a chyba także żadnego innego) drugiego dobrowolnego więźnia. Rodzina bohatera narodowego powinna być więc zapraszana w pierwszej kolejności na wszystkie ceremonie odbywające się na jego terenie.
W ostatniej chwili sytuację chciał uratować doradca premier Ewy Kopacz Sławomir Nitras, ale jego interwencja była wyjątkowo niezręczna. W telefonicznej rozmowie z synem Pileckiego zaproponował jemu i jego siostrze przewiezienie samochodem Kancelarii Premiera na miejsce uroczystości, ale pod warunkiem, że nastąpi to w ciągu godziny. Państwo Zofia i Andrzej godnie odpowiedzieli, że jest już za późno i nie skorzystają z tej oferty.
A mnie nasuwa się gorzka refleksja: w czasie II wojny światowej obaj nasi okupanci w podobnym trybie i czasie wywozili Polaków do obozów koncentracyjnych i łagrów. Czy Nitras nie dostrzegł bulwersującej analogii, wyznaczając dzieciom Pileckiego taki termin?
Uważam, że przeprosiny powinny nadejść z bardzo wysokiego szczebla władzy.
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE