Chyba każdy z nas - mieszkańców wielkich miast - spotyka ich przynajmniej kilka razy dziennie. Czy to deszcz, czy słoneczna spiekota, czy porywisty wiatr, czy siarczysty mróz, wytrwale stoją na rogach ulic, w przejściach podziemnych, przed bramami różnych instytucji. Czasem przyciągają wzrok firmowym ubiorem, częściej występują jednak po cywilnemu. Są młodzi, a nawet bardzo młodzi, chociaż zdarzają się wśród nich - ale raczej wyjątkowo - także osoby w starszym wieku.
Najbardziej widoczni są w pobliżu wyższych uczelni. Usiłują zainteresować śpieszących na zajęcia i powracających z nich studentów przeróżnymi ofertami: od tanich obiadów w pobliskim barze po znakomicie (w reklamowym wydaniu) płatną dorywczą pracę. Czasami rywalizują ze sobą o jak najlepsze miejsca, kiedy indziej obojętni i zrezygnowani siadają gdzieś na murku, czy ławce, ożywiając się jedynie na widok większej grupy potencjalnych odbiorców ich materiałów.
Różnie też zachowują się, kiedy ktoś pyta ich o szczegóły proponowanej oferty. Jedni usiłują przedstawić ją w barwny i zachęcający sposób, profesjonalnie wcielając się w rolę akwizytorów reprezentowanej przez siebie firmy, drudzy odpowiadają grzecznie ale standardowo, jeszcze inni wzruszają ramionami, wyraźnie dystansując się od swoich pracodawców i dając tym samym znać całemu światu, że to, co robią nie sprawia im najmniejszej przyjemności, bo są stworzeni do wyższych celów, a efekty ich pracy są im kompletnie obojętne.
Także ci, którzy ich mijają, prezentują spory wachlarz postaw. Ktoś zatrzyma się i krótko spyta, jaka to oferta, ktoś schowa ulotkę do kieszeni lub torby, ktoś na chwilę przystanie, by ją od razu przeczytać i podjąć ewentualną dyskusję z ulotkarzem na temat jakichś interesujących go szczegółów. Większość przechodniów albo machinalnie bierze wręczaną im karteczkę czy kartonik (i często bez czytania ciska do najbliższego kosza lub, niestety, na chodnik), albo daje gestem ręki do zrozumienia, żeby im nie przeszkadzać, bo pochłonięci są innymi, o wiele ważniejszymi sprawami i bardzo im się śpieszy.
Kiedy nadchodzi wieczór, miejsca, w których stali przez wiele godzin ulotkarze, można łatwo poznać po kolorowej makulaturze, walającej się po ulicach oraz przepełniającej kosze w najbliższej okolicy. Rankiem następnego dnia nie będzie już po niej śladu, ale pojawią się kilogramy nowej, bo ulotkarze - bez względu na pogodę i porę roku - rozpoczną na nowo swoją żmudną pracę.
Prosto z Polski dla poland.us
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE