Jakże szybko potwierdza się w polityce zasada, wedle której punkt widzenia zależy od punktu siedzenia!
Ileż kąśliwych uwag oraz ironicznych komentarzy wywołała przed kilkoma miesiącami niefortunna wypowiedź marszałka Sejmu Ludwika Dorna o konieczności ograniczenia dziennikarzom dostępu do kuluarów wysokiej izby. Natrząsano się z niego co niemiara oraz kpiono w żywe oczy, że chce dzielić przedstawicieli mediów na lepszych i gorszych, sam wyznaczając kryteria. W atakach na niego z najbardziej zainteresowanymi, czyli dziennikarzami, współzawodniczyli politycy opozycji, z Platformą Obywatelską na czele.
I oto w kilka dni po wyborach niemal stuprocentowy kandydat na marszałka Sejmu nowej kadencji, czołowy poseł PO i były wicemarszałek Bronisław Komorowski powtórzył pomysł Dorna. Kiedy usłyszałem o tym, byłem przekonany, że albo się przejęzyczył i zaraz za to przeprosi, albo sami dziennikarze oraz nagłośnieni przez nich politycy Prawa i Sprawiedliwości nie zostawią na nim suchej nitki.
Upłynęło już jednak sporo czasu, a ja nie czytam na czołówkach gazet, ani nie słyszę w wiadomościach radiowych oraz telewizyjnych spodziewanych ataków na Komorowskiego. Nikt nie oskarża go o karygodne łamanie demokracji, o arbitralne dzielenie sejmowych sprawozdawców na różne kategorie, o nieuprawnione ograniczanie mediom gwarantowanej im przez Konstytucję RP swobody dostępu do informacji o pracach parlamentu.
Czyżby wynikało to wyłącznie z faktu przynależności przyszłego marszałka Sejmu do partii, którą dziennikarze szczególnie lubią (nawet specjalnie tego nie ukrywając) i nie są skorzy ani sami jej krytykować, ani przekazywać opinii publicznej negatywnych sądów na jej temat, a już zwłaszcza formułowanych przez reprezentantów innego, ostentacyjnie nie lubianego przez nich ugrupowania? Nader wyraźnie widać, że ogromna część polskich mediów od dawna jawnie i bezkarnie łamie podstawowe zasady, na jakich opiera się dziennikarstwo od swego zarania.
Jeśli taka moralność Kalego w wydaniu mediów ma towarzyszyć parlamentowi w nowej kadencji, to Polacy będą mieli poważne kłopoty z dostępem do obiektywnych informacji o interesujących ich wydarzeniach przy ulicy Wiejskiej. Nie otrzymają bowiem rzeczowych relacji, ale ich tendencyjne interpretacje, dokonane zgodnie z politycznymi sympatiami i antypatiami poszczególnych redakcji.
Czyżbyśmy wracali w tej ważnej dziedzinie życia społecznego do ponurych czasów PRL? Tylko że dzisiaj nie ma już Radia Wolnej Europy, ani polskich sekcji Głosu Ameryki i BBC, a bliskie PiS media mają albo niewielki zasięg (poza Radiem Maryja i "Naszym Dziennikiem"), albo ich właściciele oraz redaktorzy naczelni już głowią się nad tym, jak gładko i prawie niezauważalnie tak zmienić kurs, by przypodobać się nowej władzy.
I oto w kilka dni po wyborach niemal stuprocentowy kandydat na marszałka Sejmu nowej kadencji, czołowy poseł PO i były wicemarszałek Bronisław Komorowski powtórzył pomysł Dorna. Kiedy usłyszałem o tym, byłem przekonany, że albo się przejęzyczył i zaraz za to przeprosi, albo sami dziennikarze oraz nagłośnieni przez nich politycy Prawa i Sprawiedliwości nie zostawią na nim suchej nitki.
Upłynęło już jednak sporo czasu, a ja nie czytam na czołówkach gazet, ani nie słyszę w wiadomościach radiowych oraz telewizyjnych spodziewanych ataków na Komorowskiego. Nikt nie oskarża go o karygodne łamanie demokracji, o arbitralne dzielenie sejmowych sprawozdawców na różne kategorie, o nieuprawnione ograniczanie mediom gwarantowanej im przez Konstytucję RP swobody dostępu do informacji o pracach parlamentu.
Czyżby wynikało to wyłącznie z faktu przynależności przyszłego marszałka Sejmu do partii, którą dziennikarze szczególnie lubią (nawet specjalnie tego nie ukrywając) i nie są skorzy ani sami jej krytykować, ani przekazywać opinii publicznej negatywnych sądów na jej temat, a już zwłaszcza formułowanych przez reprezentantów innego, ostentacyjnie nie lubianego przez nich ugrupowania? Nader wyraźnie widać, że ogromna część polskich mediów od dawna jawnie i bezkarnie łamie podstawowe zasady, na jakich opiera się dziennikarstwo od swego zarania.
Jeśli taka moralność Kalego w wydaniu mediów ma towarzyszyć parlamentowi w nowej kadencji, to Polacy będą mieli poważne kłopoty z dostępem do obiektywnych informacji o interesujących ich wydarzeniach przy ulicy Wiejskiej. Nie otrzymają bowiem rzeczowych relacji, ale ich tendencyjne interpretacje, dokonane zgodnie z politycznymi sympatiami i antypatiami poszczególnych redakcji.
Czyżbyśmy wracali w tej ważnej dziedzinie życia społecznego do ponurych czasów PRL? Tylko że dzisiaj nie ma już Radia Wolnej Europy, ani polskich sekcji Głosu Ameryki i BBC, a bliskie PiS media mają albo niewielki zasięg (poza Radiem Maryja i "Naszym Dziennikiem"), albo ich właściciele oraz redaktorzy naczelni już głowią się nad tym, jak gładko i prawie niezauważalnie tak zmienić kurs, by przypodobać się nowej władzy.
Prosto z Polski dla poland.us
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE
Ostatnio Dodane
Propozycja na filmowy małżeński wieczór
Polska agencja na sprawy imigracyjne i proste rozwody w Nowym Jorku. Divorce and Immigration Services na Greenpoincie
Dom pogrzebowy na Greenpoincie. Sparrow-A Contemporary Funeral Home Inc. przy kościele St. Stanislaus Kostka w Nowym Jorku
Polski internista w Nowym Jorku. Danuta Kurstein wykonuje badania imigracyjne w Yonkers i na Greenpoincie
Pomoc dzieciom w odniesieniu sukcesu w amerykańskiej szkole. Angielski jako drugi język
Pomoc polskiego psychologa w Nowym Jorku. Nałogi, depresje, nerwice i inne problemy. Grażyna Przybylska Conroy
Polski adwokat na odszkodowania Nowym Jorku za błędy medyczne. Dzwoń 24/7 do kancelarii Zawisny & Zawisny
zobacz wszystkie