KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Piątek, 22 listopada, 2024   I   12:26:35 AM EST   I   Cecylii, Jonatana, Marka
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Welcome to Canada?

27 października, 2007

40-letni Robert Dziekański, nowoprzybyły z Polski emigrant, wylądował na lotnisku w Vancouver w Kolumbii Brytyjskiej, 14 października 2007 roku. I tu zginął... O godz. 01:28 wczesnym rankiem został porażony prądem elektrycznym o napięciu 50,000 volt pochodzącym z dwóch tzw. \"taserów\" tkwiących w dłoniach funkcjonariuszy Królewskiej Kanadyjskiej Konnej Policji (Royal Canadian Mounted Police) pełniących służbę w Vancouver International Airport.

Jeden z nich, sierżant Pierre Lemaitre, zeznał że policjanci, a trzech ich było, zostali wezwani przez służbę porządkową lotniska aby uspokoić irracjonalnie zachowującego się mężczyznę, który popychając, jak każdy inny zresztą pasażer, wózek z bagażem zachowywał się niezbyt normalnie, gdyż obijał się o mijane po drodze szklane sciany, krzyczał coś w dziwnym i niezrozumiałym języku, a gdy mijał stanowisko z komputerem zrzucił go na ziemię, jak również rzucał w różnych kierunkach stojącymi tam krzesłami.

Zachowanie Roberta Dziekańskiego wydawało się, jak stwierdził sierżant Lemaitre, niezrozumiałe, dodając inteligentnie, że ofiara wołała głośno po hiszpańsku "policia, policia"  co wydało się trzem zawołanym na pomoc "Mounties" na tyle niebezpieczne, że zdecydowali się użyć "elektro-szokera". I faktycznie, nikt widzący policję nie ryczy głośno "policja", ze szczęścia nawet. Chyba że ich nie rozpoznaje i wzywa pomocy.

Na to jednak trzech "królewskich konnych" nie wpadło. Po zaaplikowaniu 50,000 voltów ofiara upadła na ziemię, nie straciła jednak przytomności, lecz konwulsyjnie kopiąc nogami usiłowała wydrzeć się z rąk przytrzymujących ją trzech policjantów, którzy jako trenowani fachowcy, w końcu zdołali założyć jej kajdanki i wezwać pomoc medyczną.

Sierżant Lemaitre stwierdził również, że ofiara zlana była potem, a z jej zachowania można było wywnioskować, że znajdowała się pod wpływem narkotyków lub miała jakiś poważny problem zdrowotny.

Na to też „królewscy konni” nie wpadli, że jak ktoś ma problemy ze zdrowiem to być może elektryczny szok może wydawać się niewskazany. Potwierdzają to statystyki, w ostatnich czterech latach skutkiem uspokajania "taserem" oddało ducha 16-tu Kanadyjczyków, w tym 6-ciu w Kolumbii Brytyjskiej. Stwierdzono jednak, że w większości przypadków w grę wchodziły narkotyki i te wraz z taserem tworzyły śmiertelną mieszankę.

Druga sprawa, że osobnika, który spędził ostatnie 16 godzin w samolocie, trudno podejrzewać o konsumpcję jakichkolwiek środków narkotycznych, czy nawet nadmiernej ilości alkoholu, co więcej Robert Dziekański miał za sobą przejście przez punkt kontroli celnej i rozmowę z urzędnikiem emigracyjnym, a ten gdyby zauważył nawet lekko odbiegające od normy zachowanie prezentującego paszport i wizę wjazdową obywatela obcego państwa, natychmiast nacisnąłby guzik pod pulpitem. Biorąc powyższe pod uwagę i dodając stan zachwianej równowagi psychicznej i stressu, w którym znajduje się większość pasażerów po spędzeniu kilkunastu godzin wciśniętymi będąc w siedzenie zaprojektowane dla większego krasnoludka, policjanci pełniący służbę na lotniskach powinni być uczuleni na fakt, że nienormalne zachowanie opuszczających samolot może oznaczać poważne problemy zdrowotne.

Nie zmienia to faktu, że nawet najbardziej zestresowany pasażer nie powinien przejawiać swego nastroju wyżywając się na komputerze i krzesłach będących własnością lotniska.

Do tego momentu wszystko wskazuje na to, że zgodnie przynajmniej ze słowami sierżanta Lemaitre, akcja uspokajania Roberta Dziekańskiego odbywała się, można rzec, zgodnie z opracowaną dla podobnych okoliczności instrukcją obsługi "tasera”.

Sierżant Lameitre dodał, że policjanci brali pod uwagę użycie tzw. "pepper spray" lub starej poczciwej pały, doszli jednak do wniosku, że spray mógłby być szkodliwy dla pozostałych pasażerów, a traktowanie kogoś pałą wygląda dość nieestetycznie i mogłoby wzbudzić niepochlebne komentarze wśród przypadkowych obserwatorów. Mmogłoby mieć to wpływ na międzynarodową nawet reputację tak bardzo szanowanego obrońcy prawa jakim jest kanadyjska RCMP.

"Mounties" mieli jednak małego pecha. Dnia 16 października 2007 CBS News opublikowało zeznanie naocznego świadka całego zajścia. Osobniczka płci żeńskiej, Sima Ashrafinia, z nazwiska można sądzić również emigrantka, tyle że jeszcze żywa, nie tylko widziała co się stało, ale uwieczniła całą scenę na swym telefonie komórkowym. Według niej Robert Dziekański potraktowany został "taserem” aż cztery razy, trzeci i czwarty raz dokładnie w tym samym czasie. Co może oznaczać, że w pewnym momencie jego ciału dostarczono ładunek 100,000 voltów. Nic dziwnego, że po upadku kopał nogami, a może nie powinien, tyle dostaje bowiem siedzący na krześle elektrycznym.

Pani Ashrafinia dodała, że Robert Dziekański nie wydawał jej się niebezpieczny dla otoczenia. Co więcej, zaoferowała podzielić się swoimi obserwacjami z uczestniczącymi w akcji "królewskimi konnym", jednak żaden z nich nie wykazał wystarczającego zainteresowania. Podzieliła się więc tym co widziała z Canadian Press.

Sprawa tymczasem zaczęł nabierać rozgłosu. W poniedziałek, 16 października 2007, RCMP podało, że być może Robert Dziekański był pod wpływem rzadko spotykanej dolegliwości o nazwie "excited delirum" co można by określic lakonicznie, że po prostu "wariował ze szczęścia". Najprawdopodobniej z powodu, że postawił swą nogę na kanadyjskiej ziemi obiecanej. "Excited delirium" zdaniem policji może spowodować również zakłócenie akcji serca, a nawet śmierć.

Jeżeli policjanci wiedzieli, że przypadłość taka może dotykać pasażerów linii lotniczych oznacza to, że ich zdaniem "taser" był na tąże dolegliwość uznanym antidotum.

Jeżeli nawet tak było, to czterokrotne aplikowanie szoku elektrycznego zdecydowanie nie spełniło roli powszechnie znanego w medycynie aparatu do pobudzania pracy serca.

Na zwłokach ofiary dokonano autopsji i póki co, jak stwierdził Assistant-deputy Chief Coroner Jeff Dolan, w ciele Roberta Dziekańskiego nie znaleziono absolutnie żadnych anomalii świadczących o jakichkolwiek schorzeniach. Końcowa diagnoza będzie wydana po zakończeniu badań toksykologicznych i mokroskopowych.

Jeżeli i te nic nie wykażą, będzie to dowodem, że Polak Robert Dziekański został zabity przez nadgorliwych funkcjonariuszy Królewskiej Kanadyjskiej Konnej Policji.

Być może należałoby życzyć, aby czasami była ona mniej "konna" a bardziej LUDZKA.

Z Kanady dla Poland.us
Colas Bregnon