Płacząca rzewnymi łzami kobieta osiąga zazwyczaj zamierzony cel, czyli wywołuje współczucie większości patrzących na urządzony przez nią spektakl ludzi i pobudza nienawiść, do tych, którzy doprowadzili ją do takie stanu. Mniej liczą się wtedy fakty, o wiele bardziej zaś emocje.
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że była posłanka Platformy Obywatelskiej Barbara Sawicka szlochała w gmachu Sejmu z pełnym politycznym wyrachowaniem, usiłując odwrócić uwagę od swojego przestępstwa i kreując się na biedną kobietę, która wprawdzie nieco zbłądziła, ale moralną odpowiedzialność za jej postępowanie ponosi tak naprawdę nieludzka, totalitarna władza, posługująca się niegodnymi metodami.
Taki właśnie obraz miał zapaść w pamięć widzów, słuchaczy i czytelników, a wzmocnił go jeszcze Donald Tusk, nazywając Mariusza Kamińskiego i Jarosława Kaczyńskiego zdolnymi uczniami generała Czesława Kiszczaka.
Aktorsko zagraną rozpaczą i efektownym zasłabnięciem na oczach dziennikarzy Sawicka chciała maksymalnie zaszkodzić Prawu i Sprawiedliwości, które już wcześniej perfidnie oraz bezlitośnie postponowała na swoim blogu internetowym. Mało który z parlamentarzystów PO był równie zapiekły w nienawiści do PiS jak ona i to jeszcze na długo przed wyborami.
Nikt, kto choćby pobieżnie zapoznał się z materiałami Centralnego Biura Antykorupcyjnego na temat okoliczności wzięcia przez Sawicką gigantycznej łapówki od podającego się za biznesmena jego funkcjonariusza nie może mieć najmniejszej wątpliwości, że była posłanka PO wykazała się wyjątkowo pazernością na pieniądze, za nic mając interes publiczny. Na jej miejscu każdy uczciwy człowiek zapadłby się pod ziemię i unikał jakichkolwiek publicznych wystąpień, by nie brnąć dalej w kompromitację.
Okazuje się, że przemożna chęć zaszkodzenia politycznym przeciwnikom skłoniła Sawicką do urządzenia żenującego widowiska, nawet w skrajnie niekorzystnej dla niej sytuacji. Cynicznie grając na strunie ludzkiego współczucia dla zrozpaczonej kobiety, niecnie oszukanej przez kochanka, ale obiektywnie winnej jednego z najgorszych w politycznym świecie przestępstw, po mistrzowsku odegrała swoją ostatnią rolę w wyborczym scenariuszu PO. To było typowe „odwracanie kota ogonem”, którą to metodę z upodobaniem wmawia się politykom PiS.
Może Sawicka chciała w ten sposób odwdzięczyć się partii za wieloletnie wspieranie jej poczynań, a może po prostu nie mogła powstrzymać się przed jeszcze jednym aktem nienawiści wobec PiS? W każdym razie leżąc już na obu łopatkach, usiłuje jeszcze kąsać po nogach. Jedno jest pewne: liderzy PO nie mieli żadnych politycznych zahamowań ani moralnych skrupułów, by nader skwapliwie skorzystać z prezentu, jaki dała im na odchodnym kobieta, której moralne kwalifikacje lepiej byłoby wstydliwie przemilczeć, bo kompromitują one każdego, kto używa jej do własnej gry.
z Polski dla Amerykańskiego Portalu Polaków
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE