Ta tragiczna wiadomość ma jednak w sobie coś krzepiącego sarmackiego ducha: oto dwaj warszawiacy postanowili rozstrzygnąć spór między sobą w sposób godny zadziornych i czułych na punkcie swego honoru przodków, czyli w pojedynku na białą broń. Ponieważ wypoczywali i popijali w domku letniskowym jednego z nich, zerwali wiszące na ścianach szable i stoczyli krwawą walkę, w wyniku której przegrany rozstał się z życiem, zwycięzca odniósł zaś liczne rany cięte i kłute.
Jestem przekonany, że także niejeden z honorowych pojedynków, w jakie obfitowała I i II Rzeczpospolita miał alkoholowe podłoże. Wiadomo, Polak, gdy dymi mu się z czuba, staje się szczególnie drażliwy i wrażliwy, gotowy do orężnej rozprawy z każdym, kto naruszył cześć jego lub drogiej mu niewiasty. Kiedy wytrzeźwieje, może nawet żałować pochopnie rzuconej rękawicy, ale nie wypada mu już rejterować.
O ileż oszczędniejsi byliby w słowach nasi politycy, gdyby za obrazę swych przeciwników zmuszeni byli stawać z nimi z szablami w dłoni na ubitej ziemi, a nie potykać się w studiu telewizyjnym lub na wyborczym wiecu. Nawet jeśli pojedynek na białą broń między nimi odbywałby się tylko do pierwszej krwi, a nie na śmierć i życie, wielu z nich z pewnością poważnie zastanowiłoby się nad tym, czy jednak nie powstrzymać nazbyt giętkiego języka, by uniknąć bolesnej rany.
Jerzy Bukowski
(Magazyn Centrum)
KATALOG FIRM W INTERNECIE