Tatry zawsze łączyły Polaków i Słowaków. Bez żadnych ograniczeń hasał po nich Janosik, w czasach II wojny światowej przechodzili przez nie w obie strony kurierzy Polskiego Państwa Podziemnego. W siermiężnych czasach komunizmu można było przekraczać przebiegającą przez szczyty i przełęcze granicę PRL i Czechosłowacji bez paszportu, o ile nie wędrowało się dalej niż do końca tzw. pasa konwencji turystycznej. To właśnie po tamtejszych wysokogórskich szlakach przenoszono w obie strony zakazaną literaturę (warszawski proces przyłapanych na tym procederze opozycjonistów nazwano więc konsekwentnie procesem taterników).
Ale nie jest to wcale takie pewne. Słowakom nie podoba się bowiem zachowanie sporej części Polaków, przekraczających granicę. Oskarżają ich o bezmyślne niszczenie przyrody, zakłócanie ciszy (głównie w Dolinie – nomen omen – Cichej, do której schodzi się wprost z Kasprowego Wierchu), zaśmiecanie dziewiczej przyrody, pijackie wybryki.
Chcąc zapobiec zwiększonemu napływowi niepożądanych turystów, a jednocześnie pozostać w zgodzie z literą podpisanego przez siebie układu, Słowacy zamierzają więc tak sprytnie zmienić przebieg swoich szlaków po Tatrach, aby Polacy nie mogli – oprócz najstarszego przejścia na szczycie Rysów – schodzić na ich stronę.
W ten sposób nasi południowi sąsiedzi zachowają literę umowy z Schengen, ale z pewnością pogwałcą jej ducha. Istotą tego traktatu jest przecież umożliwienie nieograniczonego poszerzenia ruchu granicznego w całej Unii Europejskie. Zawsze wiążą się z tym pewne niedogodności, ale trzeba je skutecznie przezwyciężać, a nie uwypuklać i czynić z nich ważkie argumenty na rzecz zamykania się przed najbliższymi sąsiadami.
Słowaków najbardziej niepokoi znaczne zwiększenie – po kończącym się właśnie remoncie generalnym – przepustowości kolejki linowej na Kasprowy. Obawiają się, że tłumy rozkrzyczanych, śmiecących na potęgę, niszczących chronione na mocy prawa rośliny i płoszących dziką zwierzynę amatorów ich taniego piwa oraz beherowki Polaków dosłownie zadepczą Dolinę Cichą i pozbawią ją specyficznego charakteru.
Rozumiem ich zaniepokojenie, bo niejednokrotnie sam spotykałem takich wandali na górskich ścieżkach, ale chyba jednak trochę przesadzają. Zejście w tę akurat dolinę wymaga sporych umiejętności i niemałego czasu, więc nie ma co twierdzić, że każdy ceper połakomi się na kulinarne atrakcje słowackiej strony Tatr. A nawet jeśli podejmie taki wysiłek, to bardzo szybko odejdzie mu ochota do dewastowania pięknej przyrody, bo będzie po prosty zbyt zmęczony stromym zejściem, a potem wyjściem z powrotem na Kasprowy.
Prawdziwi turyści niczego zaś nie zniszczą, ożywią za to pod względem gastronomicznym, hotelowym i komunikacyjnym południową stronę Tatr, zostawiając tam trochę pieniędzy. Trzeba umieć myśleć również i w takich kategoriach.
Poza tym Słowacy zamykają wszystkie swoje szlaki turystyczne w Tatrach od 1 listopada do 15 czerwca, co minimalizuje podnoszony przez nich problem. Narciarze na pewno nie zjadą bowiem do Doliny Cichej, zwłaszcza że nie ma prowadzącej do niej nartostrady i powrotnego wyciągu.
Jerzy Bukowski
(Magazyn Centrum)
KATALOG FIRM W INTERNECIE