Janusz Korwin-Mikke znany jest z publicznego głoszenia niezwykle kontrowersyjnych opinii na różne tematy. Czytam go zawsze oraz słucham z dużą przyjemnością, ponieważ zgadzam się z większością z nich, oczywiście poza odsądzaniem od czci i wiary Józefa Piłsudskiego, którego lider Unii Polityki Realnej z upodobaniem nazywa „bandytą z Bezdan”.
Wydaje mi się, że Korwina-Mikke nikt po prostu nie traktuje zbyt poważnie. Jego radykalne poglądy traktowane są jako efektowna publicystyka i element ożywiającego nasze życie publiczne folkloru politycznego, a nie włączenie się do zasadniczych debat o Polsce. Wyraźnie widać, że charyzmatyczny twórca UPR jest powszechnie uważany za nieszkodliwego wariata, którego miło jest oglądać, słuchać i czytać, ale nie warto z nim podejmować poważnej polemiki.
Wiedząc o tym, pozwala on sobie na formułowanie coraz bardziej bulwersujących tez, licząc na jakiś odzew i wciągnięcie do rzeczowej dyskusji ze strony polityków, których nieustannie atakuje. No i wreszcie doczekał się zdecydowanej reakcji po swym wystąpieniu na prawyborach we Wrześni.
Niestety, zamiast zwiększyć jego popularność, pogrążyło go ono dość mocno w oczach opinii publicznej, którą do ataku na Korwina pobudził „Dziennik”, opisując na pierwszej stronie przebieg dyskusji, w jaką wdał się on z publicznością. Nie wiadomo, na ile była to rzeczowa relacja, na ile zaś – jak twierdzi sam zainteresowany – manipulacja lub nawet prowokacja, ale w Polskę poszła zgodna opinia o tym, że nowy polityczny sojusznik Romana Giertycha kpi sobie w niewybredny sposób z osób niepełnosprawnych.
Potwierdza się stara prawda, że polityk jest jak mucha – najłatwiej można go zabić gazetą. Nawet jeżeli lider UPR wygra sprawę w sądzie (już złożył pozew), ogromny rozgłos medialny, jaki nadano przez kilka dni oskarżeniu go o to, że drwi z kalekich dzieci i odmawia im prawa do uczenia się w szkole razem z pełnosprawnymi rówieśnikami prawdopodobnie przekreśli jego całkiem realne szanse na dający mu miejsce w parlamencie wynik wyborczy oraz znacząco przy okazji zaszkodzi Lidze Polskich Rodzin, z którą partia Korwina weszła w koalicję.
Aż dziwne, że doświadczony uczestnik życia publicznego tak bardzo sam sobie zaszkodził, nie potrafiąc zapanować nad zbyt swobodnym językiem. Wiedział przecież, iż każde publicznie wypowiedziane przezeń słowo może być użyte przeciwko niemu, ale widocznie chęć epatowania słuchaczy za wszelką cenę wzięła u niego – nie po raz pierwszy zresztą - górę nad trzeźwą kalkulacją. Wygłaszał już dawniej o wiele bardziej radykalne sądy i nikt nie brał ich nigdy na poważnie, więc uwierzył w to, że może powiedzieć wszystko, nie narażając się na żadne przykrości.
Szkoda byłoby, gdyby Janusz Korwin-Mikke nie dostał się do Sejmu, bo potrzebne są tam wyraziste i barwne postaci, nawet jeżeli głoszone przez nich poglądy nie wszystkim przypadają do gustu.
Jerzy Bukowski
(Magazyn Centrum)
KATALOG FIRM W INTERNECIE