Prezydenci wielu polskich miast walczący o reelekcję kandydują też do rad miast lubdo sejmików wojewódzkich. W przypadku pozostania na dotychczasowym stanowisku oraz uzyskaniu mandatu radnego przypadnie on kolejnej osobie z listy, z której startują.
„- To nie jest czymś godnym pochwały. Każdy, kto bierze udział w życiu politycznym, musi się liczyć z tym, że ponosi ryzyko przegrania wyborów” - skomentował na łamach „Rzeczypospolitej” politolog z Uniwersytetu Warszawskiego doktor Rafał Chwedoruk.
Do grona tak postępujących prezydentów należą m.in.: profesor Jacek Majchrowski (Kraków), Paweł Adamowicz (Gdańsk), Tadeusz Truskolaski (Białystok), Hanna Zdanowska (Łódź), Ryszard Grobelny (Poznań), Rafał Dutkiewicz (Wrocław).
„- Robią tak wszyscy kandydaci na prezydentów. Zależy mi na identyfikacji przez wyborców mojego komitetu. Dzięki mojemu nazwisku łatwiej będą mogli rozpoznać listę i rekomendowanych przeze mnie kandydatów. Zawsze powtarzam, że w przypadku wyboru na prezydenta rezygnuję z mandatu radnego” - powiedział gazecie starający się o czwartą kadencję Majchrowski.
Dr Chwedoruk zauważa jednak, że większość partii czy dużych lokalnych komitetów wyborczych stać na to, by zapełnić wszystkie listy, a nie dublować kandydatów, co oznacza według niego niepoważne traktowanie wyborców.
Zdaniem dr. Jarosława Flisa z Uniwersytetu Jagiellońskiego fakt, że faworyt wyborów prezydenckich może być jednocześnie kandydatem do rady i zebrać tyle głosów, by zapewnić kilka miejsc swemu komitetowi, jest nadużyciem.
„- To jest praktyka stosowana też w wyborach do Sejmu, gdy marszałkowie województwa startują do parlamentu, by się potem zrzec mandatu. Musi się zmienić sposób wybierania radnych, a jest kilka wariantów. W żadnym innym systemie wyborczym ten problem nie występuje” - powiedział „Rzeczypospolitej”.
Stanisław Dębicki
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE